Świat

Rząd Meloni upokarza lewicę. Nieudane referendum da jej zwycięstwo w wyborach?

Premier Włoch Giorgia Meloni Premier Włoch Giorgia Meloni Stefano Costantino / Zuma Press / Forum
Dwudniowe referendum nad regulacjami dotyczącymi rynku pracy i skróceniem o połowę okresu oczekiwania na rozpoczęcie procedury naturalizacji miało być politycznym impulsem dla opozycji, a skończyło się kompromitacją.

Dmuchany materac, piłka, klapki, w tle błyszcząca tafla basenowej wody. A na wszystkim nadrukowany logotyp partyjny. Taką grafiką, wygenerowaną za pomocą sztucznej inteligencji, dwudniowe referendum skomentowała na Instagramie Forza Italia, centroprawicowe ugrupowanie założone przez Silvio Berlusconiego, będące jedną z trzech partii włoskiej koalicji rządzącej. Wymowa była jednoznaczna – wy, droga opozycjo, wykonujcie swoją syzyfową pracę mobilizowania ludzi do udziału w nikomu naszym zdaniem niepotrzebnym głosowaniu. My będziemy smażyć się nad basenem, bo referendum i tak nie będzie wiążące.

Włoskie obywatelstwo drogą przez mękę

Ten polityczny sarkazm może wydawać się zbędny, tymczasem tak w tej chwili wygląda włoska debata publiczna związana z jednym z najważniejszych tematów dla społeczno-politycznej przyszłości kraju. Włochy mają najszybciej starzejące się społeczeństwo w Europie, według tegorocznych danych Eurostatu aż 24 proc. wszystkich obywateli ma tam co najmniej 65 lat. Kwestia włączenia migrantów do legalnego rynku pracy, co często dzieje się przez naturalizację, jest kluczowa dla rozwoju gospodarczego i utrzymania bieżącego modelu funkcjonowania społeczeństwa. Włochy nie przyznają obywatelstwa przez urodzenie się na terytorium kraju, a aplikować o dokument imigranci mogą dopiero po 10 latach legalnej rezydencji. Z kolei dzieci, które urodzą się we Włoszech, ale żadne z ich rodziców nie jest włoskim obywatelem – nawet jeśli osoby te mają kartę stałego pobytu, rezydencję podatkową czy ich pobyt jest w inny sposób sankcjonowany prawnie – mogą złożyć podanie o naturalizację dopiero po ukończeniu 18. roku życia. Oczywiście od tej reguły istnieją wyjątki, najczęściej obejmujące sportowców albo innego rodzaju przypadki niecierpiące zwłoki, ale w zdecydowanej większości próba uzyskania obywatelstwa to we Włoszech droga przez mękę.

Opozycja próbowała ten stan rzeczy zmienić, proponując referendum, w ramach którego wspomniany okres karencji można było skrócić o połowę. Gdyby głosowanie okazało się wiążące, ponad 1,5 mln osób mieszkających obecnie we Włoszech bez obywatelstwa natychmiast zyskałoby prawo do ubiegania się o naturalizację – wynika z danych firmy badawczej Idos, opublikowanych przez stację Al-Jazeera. W tej grupie znajduje się ponad 300 tys. nieletnich, którzy wciąż nie ukończyli 18. roku życia i w bieżących ramach prawnych dla uzyskania obywatelstwa się nie mieszczą. Przez to zyskaliby też czynne prawo wyborcze, bo na razie nie mogą oddawać głosu ani w wyborach powszechnych, ani w głosowaniach referendalnych.

Zwycięstwo Meloni

Zmiany jednak nie będzie, bo frekwencja wyniosła zaledwie 30 proc. – podczas gdy próg ważności wynosi 50 proc. + jeden głos. Lewicowej opozycji na pociechę pozostaje fakt, że spośród tych, którzy oddali głos, 64 proc. poparło zmianę prawa. Niemniej – wyniki głosowania, które prowadzono od niedzieli od 7:00 rano do poniedziałku do godz. 15:00 są zwycięstwem prawicowej koalicji premier Giorgii Meloni. Ona sama pojawiła się w niedzielę w lokalu wyborczym, oddając jednak głos nieważny. Jej pozostali koalicjanci zbojkotowali referendum, najczęściej komentując je w bardzo niewybrednych słowach. Kluczowy okazał się jednak prawie całkowity brak debaty publicznej wokół głosowania. Publiczna telewizja RAI, coraz mocniej krytykowana i nierzadko cenzurowana przez rząd Meloni, nie poświęciła referendum prawie w ogóle swojego czasu antenowego, podobnie postąpiły publiczne rozgłośnie radiowe. Teksty na temat inicjatywy ukazywały się właściwie tylko w prasie – ale nawet tytuły takie jak „La Repubblica” pisały o niej sporadycznie i bez większego zaangażowania. Kampania profrekwencyjna toczyła się niemal wyłącznie w sieci, głównie w mediach społecznościowych. I, jak okazało się w poniedziałek wieczorem, nie przyniosła specjalnego efektu.

Poza kwestią obywatelstwa Włosi pytani byli też o regulacje z zakresu prawa pracy. Chodziło w nich m.in. o otoczenie większą ochroną pracowników małych i średnich przedsiębiorstw, których w tej chwili we Włoszech można zwolnić relatywnie łatwo. Ponieważ jednak całe głosowanie nie przyciągnęło odpowiednio dużej części elektoratu, postulaty pracownicze również przepadły. Co jest dla tamtejszej lewicy szczególnie bolesne, bo Partia Demokratyczna, największe ugrupowanie konkurujące z prawicą spod znaku Meloni, koncentruje się właśnie na tych dwóch obszarach polityki: kwestii migracyjnej i sytuacji na rynku pracy.

Włoscy komentatorzy są zgodni – pani premier odniosła spory sukces wizerunkowy, bo porażka lewicy ma wymiar tożsamościowy. Zaledwie kilkanaście dni przed głosowaniem, 20 maja, w parlamencie przyjęto ustawę zmieniającą zasady dziedziczenia obywatelstwa i przyznawania go osobom o włoskim pochodzeniu. Do tej pory bowiem Włosi mieli bardzo luźne zasady rozdawania paszportów tym, którzy potrafili wykazać ciągłość rodzinną z krajem już po jego unifikacji, czyli – bagatela – od 1861 r. Dzięki temu prawa do włoskich paszportów bardzo łatwo uzyskiwali Latynosi niemal z każdego kraju w Ameryce Południowej. Wystarczyło, że udowodnili we włoskiej placówce dyplomatycznej, że są potomkami emigrantów z półwyspu, nawet sprzed 150 lat. Była to furtka, z której korzystało bardzo wiele osób (w tym chociażby Leo Messi) – ale te czasy się już skończyły. Teraz dziedziczenie obywatelstwa możliwe jest tylko w przypadku, w którym co najmniej jeden z rodziców lub dziadków ma włoski paszport i urodził się we Włoszech. Dodano jeszcze wymóg dwuletniej rezydencji na terenie Republiki Włoskiej, chociaż ten przepis już teraz bywa bardzo różnie interpretowany i prawdopodobnie będzie ignorowany przez urzędy.

Czytaj też: Włochy nie radzą sobie z migrantami, więc Meloni polubiła UE

Włosi zostali w domach

Po raz kolejny okazało się więc, że europejskie ugrupowania progresywne mają olbrzymie problemy z mobilizacją elektoratu. Włoskiej lewicy zabrakło sporo, bo 20 pkt proc. frekwencji, by kluczowe z jej punktu widzenia głosowanie wygrać. Można oczywiście tłumaczyć to niesprzyjającymi warunkami politycznymi, zasłonić się ekosystemem mediów, zwłaszcza tych publicznych, oraz faktem, że w poniedziałki mało kto ma ochotę głosować – niemniej referendum trzeba uznać za porażkę opozycji.

W momencie, w którym od dłuższego czasu włoska scena polityczna zdominowana jest przez prawicę, a zwolennicy innych partii publicznie mówią, że nie wiedzą, za czym ich ugrupowania tak naprawdę stoją – to szczególnie bolesna wpadka. I dowód, że Meloni ma sporą szansę na reelekcję na stanowisko szefowej rządu.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną