Kongo i Rwanda podpisały historyczne porozumienie. Będzie z tego trwały pokój?
Tłem porozumienia są nasilające się w ostatnich miesiącach walki na wschodzie DRK. Wspierani przez Rwandę rebelianci z Ruchu 23 Marca (potocznie znani po prostu jako M23) zajęli strategiczne miasta w obydwu prowincjach Kiwu. Konflikt doprowadził do śmierci tysięcy osób i zmusił setki tysięcy do ucieczki.
To część szerszego, trwającego od dziesięcioleci cyklu przemocy w regionie Wielkich Jezior Afrykańskich. Konflikt korzeniami sięga ludobójstwa w Rwandzie z 1994 r. W krótkim czasie wymordowano tam – głównie rękami Hutu (zgromadzonych w bojówkach Interahamwe i Impuzamugambi) – blisko milion osób z grupy Tutsi. Sprawa odbiła się echem wśród społeczności międzynarodowej, ale mniej się mówiło o skutkach tej tragedii. Tymczasem blisko 2 mln przedstawicieli Hutu, obawiając się odwetu, uciekło przez granice do Burundi, Tanzanii, Ugandy i Zairu (obecnie Demokratyczna Republika Konga), doprowadzając do jeszcze większej destabilizacji politycznej w regionie.
Afryka od tragedii do tragedii
Kolejna tragedia rozegrała się w sąsiadującej z Rwandą od zachodu Demokratycznej Republice Konga. Gdy do władzy doszło ugrupowanie, które popierali dawni bojownicy Hutu, głównie z bojówek Interahamwe, gen. Laurent Nkunda Batware postanowił dokonać przewrotu. Chodziło o zemstę, ale i umocnienie własnej pozycji, również poprzez masowe mordy na ludności cywilnej.
Ruch 23 Marca założył Bosco Ntaganda, jeden z dowódców wojsk Nkundy. Powodem miało być odrzucenie rozejmu z 2009 r. I choć przebywa już w Hadze (tak jak Batware został uznany zbrodniarzem wojennym), to M23 działało dalej, oficjalnie w obronie ludności Tutsi w DRK.