Od 2022 r. rząd Estonii systematycznie odcina kraj od Rosji. Nie wystawia Rosjanom wiz, ograniczył działalność rosyjskich biznesów i dostępność rosyjskojęzycznych mediów. Estończycy, w sumie 1,3 mln ludzi, zbroją się też na potęgę. Od czasu pełnoskalowego ataku Rosji na Ukrainę do wojska zgłosiło się już ponad 4 tys. obywateli, rząd planuje podwyższenie wydatków na zbrojenia do rekordowych 5,4 proc. PKB i buduje zaporę na całej długości granicy z Rosją.
Teraz Estończycy poszli jeszcze krok dalej i odebrali prawo do głosowania miejscowym Rosjanom i Białorusinom w wyborach lokalnych (w ogólnokrajowych nigdy ich nie mieli). W marcu zdecydował o tym estoński parlament (Riigikogu) większością 93 do 7. Niedawno nowe prawo podpisał prezydent Alar Karis. I tym samym pierwszy raz w historii Estończycy zmienili swoją konstytucję z 1992 r. Dotychczas osoby nieposiadające estońskiego obywatelstwa, ale z prawem rezydencji w kraju, mogły głosować w lokalnych wyborach. Chodzi o 150 tys. ludzi, w tym ok. 80 tys. głównie z rosyjskimi paszportami. Pozostali albo są bezpaństwowcami, albo posiadają tzw. szare paszporty (rodzaj dokumentu podróżnego).
Parlamentarna większość przekonuje, że to długo odkładany akt sprawiedliwości dziejowej oraz zabezpieczenie przed wpływami coraz bardziej agresywnej Rosji. Przeważył m.in. argument, że etniczni Rosjanie mieli 34 lata estońskiej niepodległości, żeby się zintegrować, nauczyć języka. Jeśli nie uczynili tego w tym czasie, to już nie zrobią. Tym bardziej że – jak wskazuje miejscowa prasa – nigdy nie potępili zbiorowo rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Według nowego prawa tylko obywatele państw członkowskich Unii Europejskiej i strefy Schengen zachowują prawo do głosowania w wyborach lokalnych. Bezpaństwowcy i szaropaszportowcy – w odróżnieniu od obywateli obcych państw – będą mogli zagłosować po raz ostatni w październikowych wyborach.