Wieniec od Putina
Wieniec od Putina. Kulisy tajemniczej śmierci ministra. Na Kremlu panika, nikt już nie jest bezpieczny
Urzędnicy zebrani w sali pożegnań Centralnego Szpitala Klinicznego w Moskwie zerkali do otwartej trumny. Starali się dostrzec na twarzy denata sińce, ślady przemocy. To potwierdziłoby niepokojące plotki, że minister transportu Roman Starowojt wcale nie popełnił samobójstwa. Dla nieboszczyka nie miało to szczególnego znaczenia, ale dla zebranych owszem. Jeśli rzeczywiście Starowojt wypalił sobie w głowę z pistoletu, to po prostu zdarzyła się tragedia. Ale jeśli na przykład został zlikwidowany na rozkaz góry, to nikt z członków elity nie jest już bezpieczny.
Centralny Szpital Kliniczny to miejsce legendarne. Tu leczone są najważniejsze osoby kraju. Nawet Władimir Putin, który – co wiedzą wszyscy zebrani – jest krzepkiego zdrowia, ale gdyby nagle zachorował, też trafiłby tutaj. W klinice czeka na niego osobny oddział, po inwazji na Ukrainę rozbudowany o bunkier dla VIP-ów. Sala pożegnań też należy do historii. Była ostatnim przystankiem dla wielu dygnitarzy od czasów radzieckich. Uroczysty wystrój, pomalowane na złoto aluminiowe ramy przywodzą na myśl późny Związek Radziecki. Teraz zebrało się w niej trzech wicepremierów, dziewięciu ministrów, a nawet zastępca szefa administracji prezydenta. Czuć było napięcie.
Budowniczy
A nieboszczyk? Prawdę mówiąc, Roman Władimirowicz Starowojt nie pchał się do państwowych godności. Skończył Bałtycki Uniwersytet Techniczny w Petersburgu. Po studiach pracował m.in. w dużej firmie budowlanej. Stamtąd przeszedł do merostwa Petersburga. Był zastępcą Maksyma Sokołowa, dyrektora departamentu ds. inwestycji, który pociągnął dalej jego karierę aż do Moskwy – najpierw do biura administracyjnego rządu, potem do ministerstwa transportu.
W 2012 r. Starowojt został szefem rządowej agencji ds. budowy dróg Rosawtodor.