Aż gorąco od zimna
Klimatyzacja: nowa światowa ideologia. Skutki są piorunujące, dla populistów to żyła złota
Tak nam się tylko wydaje, że możemy nie kupić klimatyzatora. Dziś może jeszcze nie musimy, jutro pewnie też. Ale to tylko kwestia czasu. Nasz wybór w tej sprawie już wkrótce nie będzie wcale nasz. I to nie tylko z powodu zmian klimatycznych. Nie tylko z powodu rosnącej presji kulturowej, ale także globalnego modelu biznesowego. Rozłóżmy go na czynniki pierwsze.
Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) klimatyzator nadający się do ochłodzenia średniej wielkości pokoju zużywa tyle energii elektrycznej, ile cztery średniej wielkości lodówki. W przypadku urządzeń do chłodzenia całych mieszkań może to być odpowiednik 15 i więcej lodówek. W rezultacie w północnoamerykańskich i wschodnioazjatyckich metropoliach już dziś klimatyzatory odpowiadają za ponad połowę zużytej energii w okresach letnich. A to dopiero początek, biorąc pod uwagę zmiany klimatyczne.
W Indiach, Brazylii czy Indonezji miasta zamieszkane od wieków stają się dziś niezdatne do życia, bo temperatury latem dobijają tam do 50 st. C. Na całym świecie fale upałów są coraz gorętsze, zdarzają się częściej i trwają dłużej. Obecnie 2,2 mld ludzi (30 proc. światowej populacji) doświadcza upałów zagrażających życiu przez co najmniej 20 dni w roku. A według prognoz do końca stulecia będzie to dotyczyć 66 proc. ludzkości. Globalny rynek klimatyzatorów rozwija się więc w tempie dwucyfrowym. A będzie jeszcze szybciej, bo 11 z 30 największych miast świata leży w tropikach.
Według ONZ 2 mld klimatyzatorów na całym świecie odpowiadają już za 7 proc. globalnej emisji gazów cieplarnianych – liczba ta ma się podwoić do 2030 r. i potroić do 2050 r., kiedy to w użyciu będzie ponad 5 mld takich urządzeń. To napędza spiralę klimatyczną: zwiększająca się emisja dwutlenku węgla jeszcze bardziej podniesie globalne temperatury, co doprowadzi do jeszcze częstszego korzystania z klimatyzacji i jeszcze wyższych temperatur itd.