Wzięci głodem
Z przerażeniem patrzymy na Gazę. Głód to bomba z opóźnionym zapłonem i zbiorowa trauma
Strefa Gazy głoduje. „Żywię się jednym posiłkiem dziennie – chlebem soczewicowym, który zaczęłam piec po zniknięciu z rynku mąki; jej cena na czarnym rynku gwałtownie wzrosła. Kładę się spać głodna i budzę się głodna” – pisze dziennikarka Shaima Eid na portalu Brave New Europe.
Palestyńczycy z Gazy znaleźli się w pułapce. Nie mogą wyjechać; wojna zniszczyła ich uprawne biedapoletka; Izrael zakazał rybołówstwa na morzu. Zegar głodu tyka. Mieszkańcy Gazy jedzą około jednej czwartej zapotrzebowania. „Widziana z powietrza Gaza wygląda jak ruiny starożytnej cywilizacji wydobyte na światło dzienne po wiekach mroku” – notuje wysłannik „Guardiana” z pokładu samolotu zrzucającego żywność. „Nic mnie nie przygotowało na to, co zobaczyłem i czego doświadczyłem w Gazie” – tak zaczyna ukazującą się we Francji książkę Jean-Pierre Filiu, historyk świata arabskiego, który był w Strefie z konwojem humanitarnym na przełomie 2024 i 2025 r. „Gaza, którą znałem i przez którą [kiedyś] podróżowałem, już nie istnieje”.
Po zamknięciu przez armię Izraela 400 ONZ-owskich punktów rozprowadzania pomocy – z uzasadnieniem, że rozkrada ją Hamas – od połowy maja dystrybucję żywności prowadzi amerykańsko-izraelska Gaza Humanitarian Foundation. Instytucja ta jest zwykle opisywana jako „kontrowersyjna” lub „szemrana”: nie ma doświadczenia z dystrybucją żywności w strefach wojennych; dostarcza paczki pochodzące nie z renomowanych organizacji pomocowych, lecz od prywatnych donatorów, głównie z USA; zatrudnia amerykańskich najemników, których wspomaga izraelskie wojsko.
Punkty, w których rozdziela się żywność, są zaledwie cztery – a populacja Gazy to ponad 2 mln ludzi.