W trzech kolejnych silnych trzęsieniach ziemi w Afganistanie, w odległych wschodnich prowincjach Kunar i Nangarhar zginęło przynajmniej 2,2 tys. osób, a dotkniętych klęską żywiołową jest ponad 100 tys. To dane mocno zaniżone, bo do wielu zasypanych dolin Hindukuszu ratownikom nie udało się dotrzeć, nawet z pomocą nielicznych helikopterów, a sytuację pogarszają ulewne deszcze. To obszar bardzo aktywny sejsmicznie, gdzie płyta indyjska napiera na eurazjatycką.
Ziemia zatrzęsła się tu w 2022 i 2023 r., obecny kataklizm jest najsilniejszy od stulecia. Pogłębia permanentny afgański kryzys humanitarny, narastający po przejęciu władzy przez talibów przed czterema laty. Zaczęły topnieć pomoc humanitarna i wsparcie międzynarodowych organizacji pozarządowych, z którego korzysta na co dzień połowa mieszkańców (64 proc. według ONZ żyje za mniej niż dolara dziennie, 14 proc. cierpi głód). Sytuację gospodarczą pogorszyły wprowadzone przez talibów dziesiątki obsesyjnych zakazów dotyczących kobiet, z zakazem pracy i wychodzenia z domu bez męskiego opiekuna włącznie. Kobiety nie mogą się odzywać w miejscu publicznym, obowiązują luźna burka, rękawiczki i gęsty woal.
Te zakazy znalazły dramatyczny finał podczas dwóch poprzednich trzęsień ziemi „za talibów”, kiedy wśród ofiar było nieproporcjonalnie wiele kobiet i dziewcząt, którym nie udzielono pomocy. Według zaleceń talibów mogły jej udzielić tylko kobiety, a w opiece medycznej, i tak skromnej, zostało ich coraz mniej. Wiele reżim zmusił do siedzenia w domu i do emigracji. Przed kobietami zamknięto studia medyczne – jak zresztą wszystkie inne – a studentkom nie pozwolono obronić dyplomów. Teraz zapewne będzie jeszcze gorzej, bo z powodu braku środków, dawniej płynących m.in. z USA, zamknięto wiele terenowych punktów medycznych.