1314. dzień wojny. Trump daje zielone światło na ataki w głąb Rosji. To potężna broń i jedyna nadzieja
Zdarzyła się rzecz wyjątkowo dziwna – małym dronem klasy FPV udało się trafić śmigłowiec Mi-8MT w czasie lotu. Według tego, co piszą Rosjanie na swoich kanałach telegramowych, dowódca załogi zdołał posadzić płonący śmigłowiec na ziemi. Tylko część osób na pokładzie przeżyła. Owe „posadzić” to zresztą za duże słowo – na ukraińskim filmie z tego zdarzenia widać, że śmigłowiec uderzył w ziemię, paląc się niczym pochodnia.
Ukraińskie siły trafiły i podpaliły wielki skład paliw pod Teodozją w południowo-wschodniej części Krymu. Nie wiadomo, czy to były drony czy inne pociski. Natomiast rakiet z wyrzutni HIMARS użyto do trafienia elektrowni w Biełgorodzie. Zapewne spowodowano tym mały blackout.
Na frontach w Ukrainie na razie sytuacja bez zmian. Więcej o tym – jutro.
Ważna decyzja Trumpa
W tym momencie już wiadomo, że sytuacja nie rozstrzygnie się na froncie. Ukraina nie ma siły na to, by wyrzucić rosyjskie wojska z okupowanych terenów. Tylko w ten sposób mogłoby w Moskwie dojść do poważniejszej zawieruchy pozwalającej na przyjęcie Kijowa do NATO.
Dlatego trzeba znaleźć inną drogę do zwycięstwa. Jedną z nich jest atakowanie obiektów w głębi Rosji, takich jak infrastruktura paliwowa, których uszkodzenie wywoła realne problemy. Już pojawiły się problemy z dostawami paliw dla odbiorców indywidualnych w wielu regionach Rosji. Kolejnym ciosem dla gospodarki byłby niedobór paliwa dla firm transportowych i w efekcie paraliż całego transportu samochodowego.