Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Wspomnienie korespondenta. O Chopinie na marginesie i niepoważnie o dawnych obyczajach

Pomnik Fryderyka Chopina. Pomnik Fryderyka Chopina. Stefan Szczygieł / BEW
Przebrzmiały ostatnie tony XIX Konkursu Chopinowskiego, czas na divertimenta. To tylko moje prywatne i nie muzyczne scherzo, ale zetknąłem się ze starą już historią. Posłuchajcie.

Byłem dawno temu w Paryżu, kiedy największy tam dom aukcyjny dzieł sztuki – Hôtel Drouot – zapowiedział, że wystawi maskę pośmiertną Fryderyka Chopina, przechowywaną przez dziesiątki lat u potomków Adama Mickiewicza. Dla rozgłoszenia tej niezwykłej sprzedaży – dzieło wystawiono na widok publiczny w jednego z domów przy placu Vendôme, w tym samym mieszkaniu, w którym biedny nasz Fryderyk zmarł. Miłośnicy muzyki wiedzą, że bardzo choremu kompozytorowi zalecono mieszkanie przestronniejsze i słoneczne, takie właśnie jak tamto, ale niedługo już się nim cieszył.

Czytaj także: Werdykt Konkursu Chopinowskiego zaskoczył. Byli lepsi od zwycięzcy

Polska maski Chopina nie dostała

Jean-Baptiste Clésinger, mąż Solange – córki George Sand – był rzeźbiarzem. To on sporządził to smutne dzieło. Takie maski, zdejmowane na łożu śmierci w XIX w., należały do zwyczaju. Zdejmowano je nie tylko władcom i arystokratom, ale także wybitnym artystom, naukowcom, kompozytorom i pisarzom. Był to wyraz szacunku dla tożsamości narodowej i uznania kultu geniuszu.

Obyczaj miał też wymiar praktyczny – maska służyła często za wierny model dla przyszłych popiersi.

Byłem wówczas korespondentem prasowym, podwójnie zaciekawionym zapowiedzianym wydarzeniem. To chyba była jesień 1983 r. Poprosiłem mieszkającą wówczas w Paryżu wybitną pianistkę i znawczynię Chopina – Ewę Osińską, by poszła na pl. Vendôme ze mną. I tu niespodzianka. Ewa przyjrzała się masce i oświadczyła, że bardzo wątpi w jej autentyczność. Chopin – na znanych jej portretach i w relacjach jego współczesnych – prezentował się zupełnie inaczej.

Reklama