Listy z kolonii karnej
Ukrainki w rosyjskich koloniach karnych. Tkwią w czarnej dziurze przemocy i bezsilności świata
Maria Senedżuk relacjonuje listy, które jej mama wysyła z syberyjskiej kolonii karnej (czyli ocenzurowane): – Prosiła, żeby nie zapominano o kobietach. Nastroje wśród Ukrainek są coraz gorsze, bo one w zasadzie nie podlegają wymianom więźniów. Mają poczucie, że o nich zapomniano. Pisane na papierze listy służba więzienna skanuje i przesyła mailem. – Mama pisze, że tylko ja z najbliższej rodziny jestem na terytorium nieokupowanym, pozostaję więc jej jedyną nadzieją.
Mama Marii Oksana skończyła właśnie 59 lat. To były już jej drugie urodziny w rosyjskiej niewoli. Z aresztu w rodzinnym Sewastopolu na Krymie wywieźli ją prawie 7 tys. km w głąb Rosji do kolonii kobiecej nr 7 w Buriacji. – Jest w bardzo złym stanie, nikt z nas nie może jej odwiedzić. Boi się, że rosyjskie współwięźniarki mogą ją zabić. Albo że zostanie pochowana, a my nie będziemy nawet wiedzieć gdzie – relacjonuje córka.
To również efekt jednej z taktyk rosyjskich oprawców: próbują złamać ofiary, wmawiając im, że nikt o nich nie pamięta. Ze strachu przed rosyjskimi współwięźniarkami (kryminalnymi) Oksana nie buntuje się, gdy każą jej pracować, i to ciężko, choć z powodu wieku i złego stanu zdrowia powinna być zwolniona z tego obowiązku. – Ma silne migreny i problemy z sercem. To powoduje omdlenia, a przecież nie ma tam lekarzy, tylko jakiś felczer. Leki przekazują rodziny – dodaje Maria.
Czytaj też: Tamtej Ukrainy już nie ma
Maria wyjechała z rodzinnego Sewastopola prawie 12 lat temu – po tym, jak Rosja dokonała aneksji Krymu.