Niepozorny, łysiejący, z monotonnym sposobem mówienia. Russell Vought (czyt. Wout) wygląda na stereotypowego biurokratę. A jednak ten człowiek bez właściwości, nazywany cieniem prezydenta, to najważniejszy, obok demonicznego Stevena Millera, architekt przeprowadzanych przez Donalda Trumpa rewolucyjnych zmian. I główny sprawca paraliżu amerykańskiej administracji znanego jako shutdown. „Zamknięcia rządu” jakiego jeszcze nie było.
Vought jest dyrektorem Biura Budżetowego (OMB) w Białym Domu, skąd kieruje radykalną redukcją administracji USA. Próbował już to robić za pierwszej kadencji Trumpa, ale przez pandemię i inne kłopoty prezydenta niewiele zdziałał. Za prezydentury Bidena rozbudowywał założony przez siebie think tank Center for Renewing America, który razem z prawicową Heritage Foundation stał się intelektualnym zapleczem dla planującego powrót Trumpa.
Plon ich działalności „Projekt 2025” zawierał tak ekstremalne pomysły, że w zeszłorocznej kampanii Trump zaprzeczył, jakoby miał z nim cokolwiek wspólnego. Po zwycięstwie już nie musiał i Vought, główny autor programu, rozpoczął rozprawę z tzw. głębokim państwem.
Początkowo zajął się tym Elon Musk, ale zza kulis cały czas dyrygował Vought. Kiedy jednak kierujący Departamentem Efektywności Rządu (DOGE) multimiliarder popadł w niełaskę, szef biura budżetowego natychmiast go zastąpił, pisząc Trumpowi m.in. dekrety o zwalnianiu pracowników administracji i zachęcaniu ich do rezygnacji z posad.
Czystki uzasadniano potrzebą likwidacji „oszustw, marnotrawstwa i nadużyć”, ale na pierwszy ogień szli urzędnicy sympatyzujący z Partią Demokratyczną, bo głównym kryterium ich przydatności, zwłaszcza w kluczowych resortach obrony, sprawiedliwości i bezpieczeństwa kraju, jest lojalność wobec przywódcy.