Jair Bolsonaro trafił do więzienia. Wojna w sądach ma sens. Patrzmy teraz na Brazylię
Opowieść o tym, dlaczego kara dla Jaira Bolsonaro to wielki triumf demokracji, zacząć należy nie w Ameryce Łacińskiej, tylko Północnej. A konkretnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie niemal przez całą kadencję Joe Bidena Demokraci próbowali postawić przed sądem Donalda Trumpa, potem go skazać, a wreszcie może nawet wtrącić do więzienia. Nikt poza radykalną prawicą nie kwestionował zasadności tych ruchów, wszak Trump nie bez powodu litery prawa i wymiaru sprawiedliwości bał się i nadal boi jak ognia.
Demokraci to przerobili
Problem w tym, że delegitymizacja głównego rywala o władzę za pomocą postępowań sądowych stała się podstawową treścią i modus operandi ekipy Bidena. Im było bliżej wyborów, tym bardziej można było odnieść wrażenie, że Demokraci nie mają innego pomysłu na zwycięstwo niż wsadzenie Trumpa za kratki.
To się ostatecznie nie stało, nawet jeśli został skazany prawomocnym wyrokiem i uznany winnym 34 zarzutów w sprawie o wpłynięcie na wynik wyborów z 2016 r. poprzez nielegalną „opłatę za milczenie” dla Stormy Daniels, gwiazdy filmów pornograficznych. Ameryki to jednak nie obeszło, na czele z samym Trumpem, który proces na Manhattanie zamienił w pokazówkę, wzmacniając mit ofiary walczącej z „głębokim państwem” i prześladowanej przez elity. Dalszy ciąg znamy: Trump pokonał Kamalę Harris, został 47. prezydentem USA i rozpoczął rewolucyjną misję niszczenia amerykańskiej demokracji.
Zaraz po przegranych przez Demokratów wyborach rozpoczęła się w Ameryce burzliwa dyskusja na temat tego, czy targanie Trumpa po sądach i budowanie kampanijnego przekazu na konieczności obrony demokracji przed autorytaryzmem było w ogóle dobrym pomysłem.