Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Co ma Wenezuela do Rosji

Wyniki niedzielnych głosowań są rachunkiem wystawionym Zachodowi.

W obu krajach odbyły się w niedzielę głosowania, które mogą okazać się przełomowe dla ich ustrojowej przyszłości. W Rosji wybory do Dumy przyniosły miażdżące zwycięstwo partii Jedna Rosja, co oznacza utrwalenie władzy Putina. Przyszłoroczne wybory prezydenckie będą już tylko formalnością. W Wenezueli prezydent Hugo Chavez nieoczekiwanie poniósł klęskę w referendum, które miało utorować mu drogę do dożywotnich rządów. Rosjanie lekką ręką oddali demokrację, Wenezuelczycy dużym wysiłkiem zatrzymali jej demontaż.

Półtora roku temu bułgarski politolog Ivan Krastev postawił Rosję Putina i Wenezuelę Chaveza w jednym szeregu, nazywając je sobowtórkami demokracji - państwami, w których władza podtrzymuje demokratyczne procedury i instytucje, ale tak nimi manipuluje, by wybory dawały pożądany wynik, czyli utrzymanie autorytarnych rządów. I Putin, i Chavez oparli swoją potęgę na wpływach ze sprzedaży ropy i gazu - karmiąc głodnych, wypłacając zaległe pensje i zastępując wolne media telewizyjną rozrywką, uśpili wolność. Bez petrodolarów byłoby to niemożliwe.

Wyniki niedzielnych głosowań to w końcu rachunek wystawiony Zachodowi. Tryumf Putina to kompromitacja europejskiej polityki łagodności wobec Rosji. Zwłaszcza Niemcy muszą się dziś zastanowić, czy pragmatyzm Gerharda Schrödera w kwestiach energetycznych nie przyczynił się do budowy putinowskiego reżimu. Porażka Chaveza to z kolei jeden z nielicznych sukcesów polityki zagranicznej George'a Busha, który od początku odmawiał rozmów z prezydentem Wenezueli. Pytanie, czy byłby równie konsekwentny, gdyby USA były tak samo uzależnione od wenezuelskiej ropy jak Europa od rosyjskiego gazu.

Polityka 49.2007 (2632) z dnia 08.12.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 11
Reklama