Wyobraźcie sobie grę, której głównym celem jest bicie rekordów w całowaniu się z możliwie największą liczbą nieznajomych mężczyzn. A najlepszym sposobem zdobycia popularności jest operacja powiększająca biust. Ta gra istnieje naprawdę - w sieci. Nazywa się Miss Bimbo. To absolutny hit - w Wielkiej Brytanii gra w nią ponad 200 tysięcy dziewczynek w wieku 9-16 lat, we Francji ponad milion użytkowniczek internetu.
W tej grze nie znajdzie się brutalnych scen batalistycznych. Jej bohaterki nie mają pięciu żyć, tylko jedno, które w dodatku ma odzwierciedlać ich egzystencję w realu. „Stwórz najgorętszą, najfajniejszą i najsławniejszą superlaskę na świecie" - to motto, które ma przyświecać grającym w nią dziewczynkom. „Niech nic cię nie odstraszy!".
Tymczasem rodzice biją na alarm. Nie tylko ze względu na przesłanie gry, które sprawia, że włos się jeży na głowie, ale także ze względu na pułapki finansowe. Wirtualny budżet na starcie - w wysokości tysiąca bimbodolarów - kurczy się w zastraszającym tempie. Konto można oczywiście uzupełnić, wysyłając esemesy. Każdy kosztuje około dwóch euro - tym razem mowa o prawdziwej walucie. Tym sposobem w mgnieniu oka rosną całkiem niezłe sumki. Jak donosi brytyjski „The Guardian", we Francji pewien rozgniewany ojciec zagroził nawet procesem firmie Ouza Ltd. (spółce promującej grę w Wielkiej Brytanii - przyp. FORUM).
Prawdopodobnie da ci pieniądze
Medialna wrzawa wokół „Miss Bimbo" wzmaga ciekawość - czego mogą się spodziewać grające w nią dziewczynki? Cel gry widnieje na stronie internetowej, a brzmi dość cynicznie: wystylizuj wirtualną dziewczynę na perfekcyjną lalunię - to właśnie w języku potocznym oznacza angielskie „bimbo".