Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Ratowanie traktatu

Ratyfikacja Lizbony jak po gruzie

Premier Mirek Topolanek, największy czeski eurosceptyk. Fot. Hynek Moravec, Wiki Premier Mirek Topolanek, największy czeski eurosceptyk. Fot. Hynek Moravec, Wiki
W tydzień po irlandzkim 'nie' dla Traktatu Lizbońskiego, proces ratyfikacji dokumentu został wstrzymany z powodu decyzji Czech i Wielkiej Brytanii.

"Traktat Lizboński padł"

Decyzja czeskiego senatu, który skierował traktat do Trybunału Konstytucyjnego, by zbadał jego zgodność z czeską konstytucją, oznacza, że ratyfikacja została zawieszona - aż do czasu wydania orzeczenia. "Nie zamierzam zmuszać parlamentarzystów do popierania traktatu i nie dam 100 koron za to, że Czesi powiedzą tak", oświadczył premier Czech Mirek Topolanek. "Traktat Lizboński poległ i proces ratyfikacji powinien zostać wstrzymany", ogłosił prezydent Czech Vaclav Klaus, sceptyczny co do dalszego zacieśniania procesu integracji europejskiej. "Irlandzkie referendum to zwycięstwo wolności i rozsądku nad sztucznym projektem europejskich elit", dodał.

"Europa potrzebuje Europy Środkowej - jej rozwoju, młodości, dynamizmu i nadziei" - apelował w Pradze prezydent Francji Nicolas Sarkozy, na którego spadnie w lipcu przewodniczenie Unii. Irlandzkiego "nie" nie należy zbyt dramatyzować, mówił, ale Europa nie może sobie także pozwolić na 10 lat debaty na temat reformy instytucjonalnej. Długotrwały stan zawieszenia po wecie Dublina może oznaczać paraliż dalszego rozwoju Europy.

Premier Topolanek oparł się jednak presji Sarkozego. "Nie zmuszajcie mnie do podjęcia decyzji. Wstrzymaliśmy proces i nie musimy decydować w tej chwili", powiedział na konferencji prasowej. Rosnący sprzeciw czeskich eurosceptyków wobec traktatu i zbliżające się wybory do senatu jesienią tego roku nie rokują dobrze dla procesu ratyfikacji, ocenia Oana Lungescu dla BBC.

Ratyfikacja traktatu została zawieszona także w Wielkiej Brytanii.

Reklama