Walonia z perspektywy Francji
Czy rozpad Królestwa Belgii zatrzęsie równowagą Europy?
Rozwód Flamandów i Walonów może mieć różny przebieg. Jeśli rzeczywiście do niego dojdzie wszystkim marzy się scenariusz aksamitnego rozwodu Czechów i Słowaków. Ale problem w tym, że Belgia wcale nie jest dwu- a trójjęzyczna. Poza dwiema głównymi społecznościami posługującymi się niderlandzkim i francuskim jest jeszcze stanowiąca niecały 1 proc. ludności kraju społeczność niemieckojęzyczna.
Zupełnie różny jest ciężar gatunkowy tych społeczności, ale każda ma swoje własne interesy. Najbogatsi Flamandowie, a jest ich 6 milionów, nie muszą bać się samodzielności. Nie ma mowy o włączeniu dumnej Flandrii do Królestwa Niderlandów. Inaczej postrzega ewentualną samodzielną przyszłość 4 miliony Walonów. Dla nich jest to wyjście nieprawdopodobne, choćby ze względu na słabość gospodarczą. Oczywiście największym problemem jest francuskojęzyczna Bruksela usadowiona na niderlandzkojęzycznym terenie Flandrii. W dodatku brukselczycy przeprowadzają się coraz częściej na flamandzkie dotąd przedmieścia, co Flamandowie odbierają jako atak na ich autonomię językową i kulturową. O tym, co 75 tys. Belgów niemieckojęzycznych miałoby począć po rozwodzie - nie bardzo wiadomo.
Do tej pory, gdy perspektywa rozpadu królestwa była czysto hipotetyczna, walońska partia Rassemblement Wallonie-France (RWF), która otwarcie dąży do przyłączenia Walonii do Republiki Francuskiej, zbierała najwyżej 1 proc. głosów. Teraz, gdy rozpad jest coraz bardziej prawdopodobny, założyciel RWF Paul-Henry Gendebien zaciera rączki i liczy na spełnienie swych marzeń. Jeden z ostatnich sondaży ujawnił, że w razie rozpadu Belgii aż 49 proc. Walonów chciałoby włączenia Walonii do Francji.
Francja patrzy na problem belgijski w wyraźnie dwuznaczny sposób. Francuzi oczywiście interesują się głównie losem ich frankofońskich kuzynów i nie mieliby nic przeciwko niesieniu im pomocy, z aneksją Walonii włącznie.