Agencje donoszą, że armia Sri Lanki przełamała główną linię obrony rebeliantów na północy kraju i zdobyła "stolicę Tamilskich Tygrysów". To jedna z najkrwawszych kampanii trwającej od stycznia ofensywy wojsk lankijskich na kontrolowane przez separatystów tereny - od czasu od oficjalnego zerwania rozejmu z 2002 r. Prawdopodobnie konflikt będzie trwał jeszcze długo.
Banda tchórzliwych samobójców
Od ponad 20 lat wyspa, na Oceanie Indyjskim, kiedyś znana jako Cejlon, jest sceną walki między wojskami rządowymi a separatystyczną partyzantką Wyzwolicieli Tamilskiego Ilamu (LTTE), nazywanych Tamilskimi Tygrysami. Tygrysy walczą o utworzenie suwerennego państwa, Ilamu, na północnym wschodzie wyspy. LTTE chce całkowitej niezależności, a rząd powtarza, że gotowy jest jedynie na częściową autonomię. Walka o Ilam - suwerenny kraj Tamilów - pochłonęła już 70 tys. ofiar.
Zdaniem USA LTTE jest organizacją terrorystyczną. "To banda tchórzliwych, narwanych amatorów", pisze Dominic Whiteman, rzecznik londyńskiej organizacji antyterrorystycznej VIGIL. Jeśli nie chcą, żeby świat uznał ich za jeszcze jedną klikę samobójczych zamachowców, jak Al-Kaidę, powinni dorosnąć, złożyć broń i wrócić do stołu negocjacyjnego - jak dorośli mężczyźni.
Tygrysy ewoluowali z aktywistów walczących przeciwko dyskryminacji w organizację mafijną, pisze Robert Rotberg, ekspert z Harvardu. Ich taktyka polega m.in. na wymuszaniu haraczu od tamilskich ekspatów w Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Indiach, Australii. Emigranci finansują ich w obawie o bezpieczeństwo krewnych na Sri Lance. Dzięki nim LTTE jest