Dojazd do 18-tysięcznego Burrel to udręka. Wąska droga jest pełna dziur i głębokich rozpadlin. Pobocza zdobią niezliczone tablice z nazwiskami zmarłych. - Wielu z nich to zabici gangsterzy - uświadamia nas albański kierowca Fatmir. Pod koniec lat 90. Burrel było, jak mówi Fatmir, najniebezpieczniejszym miastem w Albanii. Trzy mafijne klany, zwalczające się nawzajem, siały grozę wśród miejscowej ludności - do czasu, aż wreszcie wymordowały się właśnie na tej szosie.
Teraz nad miasteczkiem ciąży podejrzenie, że tu właśnie działało coś w rodzaju laboratorium Frankensteina, w którym szlachtowano ludzi - po to, by za duże pieniądze eksportować ich narządy. Tak twierdzi Szwajcarka Carla Del Ponte, była główna oskarżycielka Trybunału ONZ ds. Zbrodni w b. Jugosławii - jak można przeczytać w jej wydanej w kwietniu książce o sądowych konsekwencjach wojen bałkańskich.
Żółto i biało
Blisko 300 jeńców, przeważnie Serbów - jak relacjonuje Carla Del Ponte - zostało w czerwcu 1999 r., po wojnie w Kosowie, wywiezionych do albańskich miast Kukes i Tropoja przez UCK, militarną organizację kosowskich Albańczyków. Stamtąd zabrano najmłodszych i najsilniejszych mężczyzn do wioski w pobliżu Burrel.
Ośmioro świadków, podobno naocznych, opisało niezależnie od siebie, ale zgodnie co do szczegółów, otynkowany na żółto dom, w którym pomieszczenie na parterze zostało zamienione na prowizoryczną salę operacyjną. Pewien lekarz, Albańczyk z Peć „z rzucającym się w oczy haczykowatym nosem", pobrał tu narządy od ok. 50 jeńców. Narządy te zostały następnie wysłane z lotniska w Tiranie za granicę, gdzie pacjenci, gotowi zapłacić grube pieniądze, czekali już na transplantacje.