Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Riwiera rosyjska

Szczyt UE-Rosja w Nicei

Do Nicei i kurortów Riwiery Francuskiej rosyjska elita zawsze lubiła jeździć i za cara, i za Federacji. I zawsze była mile widziana.

Dziś, po sierpniowej awanturze w Gruzji, stosunki Unia Europejska - Rosja przeżywają kryzys, ale nie aż taki, by prezydent Sarkozy nie miał być niezadowolony z wyników krótkiego piątkowego spotkania z prezydentem Miedwiediewem w Nicei. 

Było ono de facto przygrywką do wielkiego szczytu G20 w Waszyngtonie i miało wysłać z Europy sygnał pozytywny w tym, co dziś dla świata najważniejsze: że w sprawie recesji i udrożnienia globalnego systemu finansów Rosja i Unia Europejska chcą współdziałać. Widmo kryzysu krążące nad światem pomaga przełożyć teczkę ,,Gruzja'' na mniej ważne miejsce na biurkach liderów.

Zwłaszcza, że Rosja, choć tego oczywiście oficjalnie nie przyznaje, odebrała kilka gorzkich nauczek. Interwencja w Gruzji nie została zapomniana, a Unia zamierza dalej dociekać, jak do niej doszło. Rosja musi się liczyć z przebudową unijnej polityki energetycznej. Wymachiwanie rakietami, które mają zainstalowane pod nosem Polski i Litwy jako odpowiedź na tak zwaną tarczę, zrobiły na Zachodzie złe wrażenie, a kanclerz Merkel przypomniała, że sojusz transatlantycki jest i pozostanie filarem relacji UE-USA. Trudniej teraz dyplomacji rosyjskiej przekonywać Europę, żeby nie ulegała antyrosyjskim obsesjom Polaków czy Bałtów.   

Zwłaszcza, że Polska i to ustami ministra Radosława Sikorskiego, kiedyś autora wstrząsających reportaży z Afganistanu pod radziecką okupacją, ogłosiła, że nie sprzeciwia się powrotowi do rozmów o nowym porozumieniu o współpracy UE-Rosja. Argument Sikorskiego jest słuszny: dla Polski jest lepiej, by Rosja rozmawiała z Unią mówiącą jednym głosem. I o imporcie gazu, i o Gruzji. Odkąd drastycznie spadły światowe ceny surowców energetycznych, Rosja musi spuścić z tonu.

Reklama