Świat

Kometa Ganleya

Ganley Declan

Declan Ganley w towarzystwie Artura Zawiszy z komitetu referencyjnego Libertas Declan Ganley w towarzystwie Artura Zawiszy z komitetu referencyjnego Libertas Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta
Pół roku temu Declan Ganley wyglądał na pewnego wygranego tegorocznych wyborów europejskich. Dziś szanse jego partii mieszczą się w granicach błędu statystycznego.

 

Co sądzą Państwo o programie partii Libertas? Czy Lech Wałęsa zrobił słusznie, zgadzając się na wygłoszenie wykładu w trakcie jej kongresu w Rzymie? Czekamy na Państwa opinie na naszym forum.


Czarny dwurzędowy garnitur w białe prążki, złote spinki i błyszczące buty, w kieszeni najnowszy BlackBerry w skórkowym pokrowcu. Elegancja Ala Capone miesza się z powierzchownością dorobkiewicza: Declan Ganley siedzi na krawędzi fotela, co kilka zdań podciąga mankiety i prostuje szyję w kołnierzyku, jakby krawat w unijnych barwach nieco go uwierał. Jest zajmującym rozmówcą, nie sposób odmówić mu elokwencji, ale trudno też oprzeć się wrażeniu, że próbuje być kimś innym, niż jest naprawdę. – Jestem ostatnią osobą, która chciałaby robić zamieszanie – zapewnia.

Gdy spotkaliśmy się na początku roku, miał wielkie plany. Przyjechał do Warszawy zakładać polski oddział Libertasu, pierwszej paneuropejskiej partii politycznej, zrodzonej z organizacji, która doprowadziła do obalenia traktatu lizbońskiego w irlandzkim referendum rok temu. Obiecywał, że wystawi solidnych kandydatów w każdym kraju Unii, wprowadzi ich do Parlamentu Europejskiego pod wspólnym sztandarem i zrobi porządek z unijną biurokracją i deficytem demokratycznym. – Zobaczy pan, jak ogłosimy naszą listę – odgrażał się w styczniu.

 

Cztery miesiące później znamy już kilka nazwisk: na czele polskiego oddziału Libertasu stoją Daniel Pawłowiec z LPR i b.

Polityka 19.2009 (2704) z dnia 09.05.2009; Świat; s. 77
Oryginalny tytuł tekstu: "Kometa Ganleya"
Reklama