W wyborach do Parlamentu Europejskiego wyborcy odwracają się od socjaldemokratów i socjalistów. Czy to nie paradoks?
Timothy Garton Ash: To się da wytłumaczyć. Po pierwsze wyborcy najwyraźniej uważają konserwatystów i liberałów za bardziej kompetentnych w sprawach gospodarczych. Po drugie w ramach reakcji na wielki kryzys obserwujemy powrót do postaw narodowych. A w takich sytuacjach wyborcy zwracają się raczej ku prawicy niż ku lewicy; niekiedy przesuwają się nawet dość daleko na prawo.
Ale przecież lewica, krytycznie nastawiona do kapitalizmu, powinna - logicznie rzecz biorąc - zyskiwać poparcie w dobie kryzysu.
Z tym że w gruncie rzeczy macie przecież w Niemczech - podobnie jak my w Wielkiej Brytanii - dwie partie socjaldemokratyczne, między którymi istnieją tylko niewielkie różnice. Konserwatyści Davida Camerona podążają kursem wytyczonym przez Tony'ego Blaira, z wyjątkiem polityki wobec UE. Także pomiędzy chadecją a SPD w Niemczech nie ma zasadniczych różnic, przynajmniej według kryteriów ukształtowanych w minionym stuleciu.
A więc nie ma między nami ideologicznych różnic - wszyscy jesteśmy socjaldemokratami?
Sądzę, że tak. Nie chodzi tu przecież o kapitalizm jako taki, tylko o pytanie: jaki kapitalizm będzie funkcjonował najlepiej w naszym kraju. No i chodzi też o kwestię kompetencji. Nasze rządy w coraz większym stopniu działają po prostu jak zarząd firmy. Po dziesięciu latach wyborcy nie są już z danego kierownictwa zadowoleni, jego miejsce zajmuje więc nowy zarząd.
Przez takich polityków jak Tony Blair i Gerhard Schröder, którzy uwierzyli w rynek i porzucili dawne socjaldemokratyczne pryncypia, lewica utraciła swoją tożsamość. Czy to nie dostateczny powód do klęski na skalę europejską?