Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Lek na lęk

Dlaczego coraz więcej Polaków jest zmęczonych polityką

Warszawski protest w Dniu Kobiet 8 marca Warszawski protest w Dniu Kobiet 8 marca Jacek Turczyk / PAP
Rozmowa z psycholog dr Magdaleną Nowicką o zmęczeniu polityką, lęku, złości i o tym, jak to ostatnie uczucie dobrze wykorzystać.
Dr Magdalena Nowickamateriały prasowe Dr Magdalena Nowicka

Katarzyna Czarnecka: – Polityka mnie męczy i brzydzi. Nie chcę czytać gazet i oglądać informacji, tylko uciec od tej rzeczywistości. Mimo to, wbrew sobie, kupuję prasę, włączam telewizor, a później nie mogę przestać rozmawiać o tym, co się wokół dzieje. I zajmowanie się tematami niezwiązanymi z polityką wydaje mi się wręcz nieprzyzwoite. Coraz więcej Polaków tak mówi. Co się z nimi dzieje?
Magdalena Nowicka: – Są w stanie rozdwojenia spowodowanym ogromnym napięciem związanym ze sferą polityki. Odczuwają przede wszystkim lęk – bardzo trudną emocję, budzącą się w sytuacjach, nad którymi człowiek nie ma kontroli.

Nie od dziś wiadomo, że w demokracji po wrzuceniu głosów do urn społeczeństwo nie ma właściwie żadnego wpływu na to, jakie decyzje w jego sprawach podejmuje władza.
Wiadomo. Demokracja to system, w którym społeczeństwo ma jedynie złudzenie swojego wpływu. Ale to określiłabym raczej jako brak poczucia sprawstwa. Jest ono tu ważne, ale nie najistotniejsze, bo większość z nas zdaje sobie jednak sprawę, że nie można go mieć w każdej sytuacji. Kontrola to co innego: ona polega na tym, że człowiek orientuje się w tym, co się dzieje, i potrafi pewne rzeczy przewidzieć. A nasza rzeczywistość stała się w dużej mierze nieprzewidywalna. Zresztą nie tylko nasza. Mamy także zagrożenia o charakterze globalnym. Potencjalnie katastrofalne w skutkach, takie, przed którymi nie jesteśmy w stanie się obronić. Właściwie żyjemy w notorycznym braku poczucia bezpieczeństwa, a co za tym idzie w permanentnym lęku.

A nie strachu?
Kiedy człowiek przeżywa strach, boi się rzeczy konkretnych. Pewnie są osoby, których i on dotyka. Jednak dominuje lęk. Bardziej zgubny dlatego, że nie zawsze da się zidentyfikować jego źródło. Zwykle nie ma także gotowego schematu radzenia sobie z nim, który można by nałożyć na konkretną sytuację. Kryzys podobny do jakiegoś z przeszłości człowiek przeżywa dużo lepiej, bo ma już pewne doświadczenie. Coś, co jest nowe, powoduje dużo intensywniejsze emocje, z którymi trudniej sobie poradzić.

Jedną z nich jest niepewność?
Tak, ale ona jest po prostu stopniem nasilenia lęku.

Zwierzę, które czuje się zagrożone, korzysta z adaptacyjnego mechanizmu „walcz albo uciekaj”. Człowiek nie umie się zdecydować?
Niezupełnie. Ludzkie strategie radzenia sobie z lękiem są podobne, choć repertuar reakcji związanych z walką lub ucieczką może być u nas szerszy. Albo człowiek skupia uwagę na bodźcach, które lęk powodują: szuka informacji, intensywnie dyskutuje i analizuje fakty z nadzieją, że to pozwoli go oswoić. Czyli walczy. Albo ulega tendencji do pomijania nieprzyjemnych kwestii: nie chce nic wiedzieć, czyli ucieka od tego, co nieprzewidywalne. Trzecia strategia to właśnie zawieszenie między tymi możliwościami. Z jednej strony każdy ma własne osobiste problemy, więc nie może żyć tylko polityką. Z drugiej jednak, całkowite wycofanie jest niemożliwe. Tak czy siak jakoś w życiu społecznym i politycznym musimy funkcjonować, bo pewne decyzje dotyczą nas bezpośrednio. Poza tym człowiek jest istotą, która łaknie emocji, nie może bez nich żyć. Bodźce emocjogenne nas więc przyciągają. Paradoksalnie w dzisiejszych czasach prawie wszyscy jesteśmy tak przestymulowani różnego rodzaju bodźcami, że nasze emocje są uśpione. Poszukujemy więc intensywnie czegoś, co je obudzi. Polityka spełnia te oczekiwania.

Przynosząc głównie emocje negatywne. Czy zatem w opinii o Polakach, że je wprost uwielbiają, jest ziarno prawdy?
Tak. Lubimy narzekać, pławić się w traumie i w tragediach. Albo – ale tylko ewentualnie – wpadać w euforię. Emocje o umiarkowanym natężeniu nie są tak interesujące, i może dlatego nie ma ich już w zasadzie w sferze publicznej. To też powoduje bardzo intensywne nią zainteresowanie.

Prof. Jadwiga Staniszkis zwróciła uwagę na to, że lęk panuje także w szeregach partii rządzącej. Jest uniwersalnym narzędziem w rękach władzy?
Oczywiście. Manipulowanie jego poziomem jest jej nieodłącznym elementem. To skuteczna broń, bo wykorzystująca międzygatunkową emocję, która w szczególny sposób decyduje o zachowaniu człowieka. W lęku często działa się błyskawicznie, natychmiast podejmuje decyzje. Wyłączony jest rozum – człowiek kieruje się tylko i wyłącznie tym, żeby lęku się pozbyć. To sprawia, że bardzo łatwo wywrzeć na nim presję i go sobie podporządkować.

Model zarządzania w korporacjach jest żywcem przeniesiony z folwarku – mówi prof. Andrzej Leder.
Właśnie. Motywowanie przez lęk przed władzą i jej wpływem, wykorzystywanie najbardziej prymitywnych, instynktownych mechanizmów funkcjonowania człowieka, jest po prostu skuteczną metodą zarządzania innymi. Polityki tym bardziej to dotyczy.

To, co się teraz dzieje w kraju, jest jednak w pewnym stopniu rozszyfrowywalne, jeśli się zna historię, rozumie mechanizmy propagandowe.
Kłopot w tym, że tylko w pewnym stopniu. Polska polityka rzeczywiście oscyluje pomiędzy nieprzewidywalnością i – w pewnych aspektach – zbyt dużą oczywistością. Tyle że świadomość, co może się jeszcze wydarzyć, wcale człowiekowi nie pomaga. Coraz więcej ludzi ucieka także dlatego, że przewidywalność też przeraża.

Niewiedza niedobra, wiedza niedobra. Jest coś pomiędzy?
Nie bardzo. I jednak orientacja w rzeczywistości jest lepszym rozwiązaniem.

Czy pomaga w tym inteligencja?
I pomaga, i przeszkadza. Jest związana z większą świadomością, większym wglądem w to, co się dzieje, ale nie zawsze pozwala lepiej sobie z rzeczywistością radzić. Ludzie mniej inteligentni częściej kierują się w myśleniu automatyzmami, drogami na skróty, są bezkrytyczni, nie oceniają argumentów w sposób racjonalny. W związku z tym w jakimś sensie łatwiej im się żyje, łatwiej im się w rzeczywistości bardzo pogmatwanej odnaleźć.

Jakie znaczenie ma tu poczucie krzywdy?
To kolejna emocja wykorzystywana bardzo intensywnie przez rządzących. Wzbudzenie jej w jakiejś grupie ludzi także sprawia, że dużo łatwiej nią sterować.

I zagospodarować, jak to zrobiło PiS w ostatnich latach. Czy teraz role się odwróciły? Czy ci, którzy nie zgadzają się z tym, jak postępuje partia rządząca, są w tym samym miejscu, co jej zwolennicy przed wyborami 2015 r.?
Być może emocjonalnie tak, ale moim zdaniem powody są inne. Zresztą źródłem poczucia krzywdy może być coś, co się dzieje, albo paranoiczne wyobrażenia o tym, co się dzieje.

Wyobrażenia to nie rzeczywistość.
Jednak emocja w obu przypadkach jest realna, więc nie odbierałabym żadnej ze stron jej prawdziwości. Wyobraźnia człowieka, jego sposób myślenia, interpretacje, schematy poznawcze, wszystko to bardzo silnie wpływa na sposób przeżywania. Na przykład myślenie o katastrofie w Smoleńsku w kategoriach zamachu wywołuje zdecydowanie inne emocje, niż kiedy myśli się o tym wydarzeniu jako o katastrofie lotniczej. W zależności od swoich doświadczeń, schematów poznawczych, cech osobowości, wpływów środowiskowych ludzie będą bardziej wierzyć w jedną lub drugą wersję. Jak twierdzi prof. Zimbardo, w każdym człowieku można obudzić zło – tendencję do nienawiści, ale też niszczenia, zabijania. To jedynie kwestia pewnych uwarunkowań sytuacyjnych dostosowanych do właściwości konkretnego człowieka.

Coraz więcej osób odczuwa złość. Jak się przed nią bronić?
A dlaczego się bronić? Po pierwsze, tłumienie negatywnych emocji jest potencjalnie źródłem depresji, zaburzeń lękowych, odbija się także na organizmie w postaci chorób psychosomatycznych. Po drugie, gdybyśmy byli pozbawieni złości, nic nie miałoby sensu. Ona jest po to, żeby ją czuć, bo mówi nam coś ważnego. Na przykład, że przekraczane są jakieś nasze granice, dzieje się coś, na co się nie zgadzamy. Ważne jest natomiast właściwe jej ukierunkowanie: jeśli się buntujemy przeciwko polityce zemsty, sami nie możemy się mścić.

Ale czy nie jest, niestety, kwestią czasu, że napięcie tak wzrośnie, że ta emocja będzie nie tylko przeżywana, ale też w jakiś sposób użyta?
Znów: każda emocja jest także po to, żeby jej użyć. Zawsze uruchamia jakiś program działania. Im intensywniejsza, tym działanie będzie bardziej ukierunkowane. I – owszem – bardziej zradykalizowane. Ale złość tylko może, a nie musi być niszcząca. Człowiek nie jest wobec niej bezradny. Może zadać sobie pytanie, jak ją wykorzystać, czyli w jaki sposób okazać sprzeciw, który w nim jest. Tu bardzo się przydaje inteligencja.

Barbara Nowacka w ubiegłym roku powiedziała w Sejmie: jesteśmy wkurzeni. Cichym głosem, ale aż zagrzmiało.
Bo było autentyczne. Człowiek zaraża się emocjami niekoniecznie poprzez treść wypowiedzi, ale przede wszystkim reagując na postawę ciała, bardzo drobne gesty, nawet ruchy gałek ocznych, czyli tzw. komunikaty niewerbalne. Łatwo wyłapuje więc autentyczność bądź jej brak, czyli nieadekwatność dotyczącą tego, co ktoś mówi i jakie emocje przeżywa. Dlaczego mamy takie kiepskie zaufanie do polityków? Bo i ci z jednej, i ci z drugiej strony są w większości przypadków sztuczni. To w sposób nieświadomy także wzbudza w nas lęk.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że polityka jest zabawą lub grą, w którą grają też niektórzy wyborcy. My na was głosujemy, a później dajemy wam spokój i oczekujemy tego samego – myślą. Tym razem stało się inaczej.
Polityka jest formą umowy społecznej. Problemy zaczynają się wtedy, kiedy któraś ze stron nie przestrzega zasad. Zwykle są to politycy.

Niełatwo ich zmienić. Ludzie czują się więc także bezradni?
Owszem, ale nie do końca słusznie. Ważne jest, żeby mieć do tego, co się dzieje, określony stosunek, żeby się lokować w jakiejś pozycji. Najgorsza jest sytuacja, kiedy ktoś się nie określa.

Bo nie umie czy nie chce?
Może nie umie, może nie chce. Wielu ludzi nie okazuje swoich sympatii politycznych, bo nie wie, co jest poprawne np. w kontekście ich funkcjonowania w roli zawodowej. Inni myślą, że skoro nie ma możliwości zmiany rządu, nie warto się wysilać. Tymczasem jasne powiedzenie: popieram, nie popieram, podoba mi się, nie podoba, jest rodzajem wpływu na sytuację polityczną. Rzeczy i tak będą się działy, ale ujawnienie się ze swoimi postawami, których ważnym elementem są emocje, bardzo człowiekowi pomaga.

Sposobem na bezradność jest uczestniczenie w demonstracjach?
Oczywiście. One dają poczucie wspólnoty, które jest bardzo ważne w radzeniu sobie z lękiem, i służą rozładowaniu negatywnych emocji. Ci, którzy wychodzą na ulice, to nie są ludzie bezradni. Działają mimo wszystko, przywracając sobie poczucie sprawczości, kontrolę, wiarę, że z każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji musi być jakieś wyjście. I przypominają rządzącym, że w demokracji każdy ma prawo eksponować swoje poglądy.

To także rodzaj edukacji?
Tak, jeśli – jak wynika z definicji – służy ona temu, żeby inni lepiej orientowali się w rzeczywistości i sami wybrali swoją drogę. Niestety, w polskim życiu politycznym edukację wciąż traktuje się jako przekonywanie do własnych poglądów. To jest zwykle nieskuteczne. Trzeba uczyć, czyli informować, a nie pouczać. I niekoniecznie na ulicy. Jeśli dla kogoś demonstracja z jakichś powodów jest złą formą, są inne. Choćby rozmowy z ludźmi o odmiennych poglądach w najbliższym otoczeniu. Próby wysłuchania ich racji i przedstawienia im swoich. To trudne, bo Polacy są dramatycznie podzieleni. Ale jeśli się nie podejmie tego wyzwania, nic się nie zmieni.

Uciec przed lękiem jest jeszcze trudniej?
Nie wiem, czy uciekać. Może to powoduje, że coraz głębiej w niego wpadamy? Myślę, że trzeba raczej próbować go zaakceptować i oswoić. Gromadząc bezpieczne zasoby w postaci zainteresowań, celów życiowych. Ale też odbudowując uniwersalne wartości, którymi można się kierować. Zastanawiając się, czym dla nas – osobiście, a nie według jakichś obowiązujących wykładni – jest patriotyzm, przyzwoitość, uczciwość. Bez tego człowiek łatwo wpada w lęk dotyczący nie tylko polityki, ale też szerzej – swojego miejsca w społeczeństwie. Powiedziałabym, że żyjemy w czasie bezwartościowości i kryzysu wiary.

Kiedy niezmiennie ponad 90 proc. Polaków określa się katolikami?
To deklaracje – wynikające także ze swoistej poprawności politycznej – które kompletnie się nie przekładają na system wartości.

rozmawiała Katarzyna Czarnecka

***

Dr Magdalena Nowicka pracuje na Uniwersytecie SWPS. Zajmuje się m.in. badaniem regulacji emocjonalnej u osób zdrowych oraz cierpiących na różne formy psychopatologii.

Polityka 12.2017 (3103) z dnia 21.03.2017; Społeczeństwo; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Lek na lęk"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną