Negocjacje w Brukseli trwały długo, ale efekt jest znaczący – Unia Europejska objęła Rosję punktowymi sankcjami gospodarczymi. Według nieoficjalnych wyliczeń Brukseli unijne sankcje będą kosztować Moskwę 23 mld euro (1,5 proc. PKB) w tym roku i 75 mld (4,8 proc. PKB) w przyszłym. Unia liczy, że tak duże koszty zmuszą rosyjskiego prezydenta do wycofania poparcia dla prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy.
Najbardziej kosztowne dla Rosji będzie odcięcie jej publicznych banków od zachodniego kapitału. Unia wprowadziła zakaz kupowania nowych akcji i obligacji rosyjskich banków, w których państwo ma ponad 50 proc. udziałów. Podobnymi ograniczeniami Waszyngton objął największe rosyjskie instytucje finansowe. W zeszłym roku rosyjskie publiczne instytucje finansowe 47 proc. obligacji (za 7,5 mld euro) wyemitowały właśnie w Unii. Bez zachodniego kapitału Rosja będzie musiała sięgnąć do własnej kieszeni, by finansować rozwój gospodarki. A to spowoduje pogorszenie sytuacji budżetowej i zmniejszenie rezerw walutowych.
Unia wprowadzi też zakaz handlu bronią z Rosją, choć nie będzie on dotyczył już zawartych kontraktów – Francja będzie mogła sprzedać Moskwie wojenne okręty Mistral. Bruksela i Waszyngton chcą też ograniczyć dostawy sprzętu potrzebnego do wydobycia ropy – efekty nie będą odczuwalne od razu, ale sankcje utrudnią Moskwie energetyczną ekspansję. Dodatkowo Unia chce odciąć Rosję od najbardziej zaawansowanych technologii, które mają zastosowanie militarne.
Punktowe sankcje gospodarcze nie wpędzą Rosji w kryzys, ale na pewno utrudnią funkcjonowanie Kremlowi. Ale Unia liczy też na podziały w obozie władzy. Dlatego na listę osób objętych sankcjami nie trafiają już tylko drugoplanowi politycy, ale też np. szef FSB Aleksandr Bortnikow.