Archiwum Polityki

Kaszmir z  Giewontem w tle

Helikopter Sokół przemalowany w wojskowe barwy przelatuje nisko nad góralską chatą pod Butorowym Wierchem. Para aktorów o ciemnej karnacji kryje twarze przed uderzającym tumanem białego puchu. Scenę obserwują dwie góralki: – Nigdy się tu nic takiego nie działo. A dziać się zaczęło, gdy pod Tatry zjechali Hindusi z Bollywood kręcić film „Fanaah”.

Dolina Chochołowska, luty 2006 r. Na polanę na skraju lasu wybiega dwoje aktorów. On – Aamir Khan, hinduski Brad Pitt, jeden z największych amantów Bollywood (od Bombaju i Hollywood; tak potocznie nazywa się potężny hinduski przemysł filmowy). Ona – Kajol Mukharjee, cudownie piękna gwiazda filmu „Czasem słońce, czasem deszcz”. Jest minus 25 stopni, a oni obydwoje ubrani są jak na indyjskie upały. Kajol w zwiewnym, kolorowym stroju punjabi na ramiączkach. Tarzają się w śniegu. W tle muzyka z playbacku. To „Love Song”, najważniejsza spośród pięciu piosenek, które okraszą „Fanaah”, tak jak niemal każdy film z hinduskiej fabryki snów.

To był najtrudniejszy dzień zdjęciowy – opowiada zakopiańczyk Maciej Wojak, drugi kierownik produkcji „Fanaah”. – Ponad 70-osobowa ekipa aktorów, filmowców i pracowników technicznych przyleciała dzień wcześniej z Bombaju, gdzie było plus 35. Czyli 60 stopni różnicy. A oni – zwłaszcza pracownicy techniczni – w większości ubrani jak na polską jesień: cienkie wiatrówki z napisem „crew”, nieocieplane wojskowe buty. Strasznie dostali w kość.

Alpy się przejadły

Większość Hindusów po raz pierwszy zobaczyła prawdziwą zimę, poczuła na skórze mróz. – Śmiali się i bawili, lepiąc śniegowe kule – opowiada Jakub Duszyński, dystrybutor indyjskiego kina w Polsce. To właśnie on kilka miesięcy wcześniej skontaktował Hindusów z wytwórni Yash Raj z producentem Feliksem Pastusiakiem oraz polską Grupą Filmową.

Hindusi poszukiwali europejskiej namiastki Kaszmiru. – Myśleliśmy o Czechach lub Słowacji. Tatry nadawały się idealnie. A ich polska strona okazała się być najodpowiedniejsza – mówi reżyser Kunal Kholi.

Polityka 11.2006 (2546) z dnia 18.03.2006; Na własne oczy; s. 116
Reklama