Pierwsza znikła kurtyna. Za nią eleganckie toalety dam i wizytowe stroje mężczyzn. Teraz kolej na antrakt, ostatni element teatralnej celebry. Współczesny teatr zrzyna z kina.
Kiedyś nie wyobrażano sobie teatru bez przerwy. I nie o Moskwę z „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa tu chodzi, gdzie teatr był jedynym miejscem, w którym można było – w antrakcie właśnie – przyzwoicie zjeść. Mowa o całkiem bliskiej przeszłości, sprzed kilku lat. Zanim polski teatr podzielił się na dwa wrogie obozy: starych i młodych, mokasyny i martensy, „panów z Ateneum” i „chamów z Rozmaitości”.
Polityka
19.2006
(2553) z dnia 13.05.2006;
Kultura;
s. 70