Wiesława i Krzysztof G. dobiegają pięćdziesiątki, ale wyglądają znacznie młodziej. Ona – efektowna blondynka świadoma swojej urody. On swobodny, dowcipny, w drogim, stylizowanym na niedbały, garniturze i z modną fryzurą – typowy luzak. Ale mimo tych pozorów oboje są spięci i chyba trochę przestraszeni. W końcu niebawem czeka ich proces. Zarzuty brzmią poważnie, grozi im wysoka kara – do 10 lat pozbawienia wolności. Według prokurator Beaty Marczak, z powodu matactw podatkowych i manipulacji z kosztami narazili Skarb Państwa na straty ok. 25 mln zł oraz wyłudzili prawie 1 mln zł w postaci nienależnego zwrotu podatku VAT. – Jesteśmy niewinni, łatwo tego dowiedziemy – obiecuje Wiesława. To ona, według oskarżenia, była mózgiem przedsięwzięcia. Stworzyła sieć spółek zarejestrowanych na członków rodziny: syna, babcie, szwagierki. Według prokuratury to typowe firmy-słupy. Istniały tylko po to, by uciekać od podatków.
A wszystko przez Nowaka
Wiesława i Krzysztof brylowali na łódzkich salonach, wszędzie ich było pełno. Na pierwszym planie zawsze efektowna Wiesława, obok politycy z lewa i prawa. Krzysztof gdzieś w tle.
Zaczynali skromnie, handel na łódzkim bazarze. W lata 90. weszli jako joint venture (spółka z pewnym obcokrajowcem) – mieli prawo do wakacji podatkowych. Po wakacjach zarejestrowali zakład pracy chronionej – upusty podatkowe na zatrudnianych inwalidów. I rośli w siłę, bogacili się.
Swoje imperium ulokowali przy ul. św. Teresy od Dzieciątka Jezus: produkcja superkleju, wytwórnia suwaków, wyrób soli kąpielowych, hurtownia materiałów biurowych, sklepy, magazyny pod wynajem. – Mamy nawet to – Krzysztof G.