Gimnazjum i liceum w podwarszawskim Aninie, powszechnie znane jako Kąt, stawia na ekspresję. Wśród pokrytych kolorowym graffiti ścian niespiesznym krokiem wracają z papierosa uczniowie. Prezentują przegląd stylów i mód, jak również całkowicie osobistych koncepcji. Włosy w barwach tęczy albo łysiny skryte pod kapturami. Czarne ćwiekowane skóry, arafatki, łańcuchy. Spodnie wiszące w kroku i sportowe bluzy. Kuse mini, podpępkowe spodnie, nadpępkowe jaskrawe topy. Albo: rozchełstana koszula, rozmemłane trampki, sportowa kurtka plus krawat. Gdyż w Kącie, szkole dla młodzieży skomplikowanej emocjonalnie, uczniowie mają zupełnie inny problem z wyglądem niż ci w masowych placówkach. Tutaj pewien kłopot jest z tym, co zrobić, aby z barwnej plejady czymkolwiek się wyróżnić.
Punk's not dead
– Lubię zwracać na siebie uwagę, podkreślać swoją indywidualność – klaruje Sid, licealny pierwszoklasista. – I z tym akurat to było łatwiej w gimnazjum. Dwóch nas punków było, a reszta masowa. A tu każdy się jakoś wyróżnia. Sid powiada, że być punkiem, to znaczy nienawidzić nazioli. To znaczy skinheadów. Jak również słuchać zespołu Armia i być za wolnością. Kreśląc perspektywę na przyszłość Sid dostrzega ewentualność kompromisów. W pracy doraźnej, wakacyjnej może pozostać wierny swojej estetyce. Co do dorosłej przyszłości Sid nie ma takiej pewności: – Może zmienię fryzurę. Ale w środku, psychicznie, na zawsze pozostanę punkiem.
– Dzieciaki mamy klimatyczne – stwierdza Łukasz Ługowski, dyrektor szkoły czy też, jak zwracają się do niego klimatyczne dzieciaki, Łukasz (tak też widnieje na tabliczce na drzwiach dyrektorskiego gabinetu).