Holandia ma 15,5 mln ludności. Co roku umiera 137 tys. W 1995 r. (ostatnie dane) lekarze przyjęli 9700 próśb o dokonanie eutanazji (w 1990 r. było ich 8900) i w 3600 przypadkach (w 1990 r. – w 2700) życzenie chorych zostało spełnione. Nie ma na świecie drugiego kraju, gdzie dane dotyczące tej sfery kontaktów między lekarzami a chorymi byłyby tak skrupulatnie zbierane i stanowiły podstawę do publikacji w renomowanych pismach naukowych. Prof. Paul van der Maas, dziekan wydziału medycznego Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie, już dwukrotnie – w latach 1991 i 1996 – publikował w „Lancecie” i „New England Journal of Medicine” wyniki sondaży przeprowadzanych wśród sześciu tysięcy holenderskich lekarzy. Rezultaty były zaskakujące: w 1990 r. zaledwie 18 proc. dokonanych eutanazji zostało zgłoszonych do prokuratury, pięć lat później – 41 proc. – Z jednej strony cenimy brak hipokryzji i potrafimy rozmawiać o sprawach trudnych. Ale wciąż mniej niż połowa lekarzy zgłasza oficjalne raporty ze współuczestnictwa w samobójstwach chorych. Nowe prawo powinno pomóc ograniczyć tę szarą strefę – twierdzi prof. Maas.
Niechęć do składania raportów wcale go nie dziwi. Tłumaczy to jednak raczej próbą ucieczki od dręczących wspomnień niż strachem przed prokuratorem (do tej pory – choć grozi za to 12 lat pozbawienia wolności – żaden lekarz przerywający życie pacjenta nie trafił do więzienia). – Podanie choremu śmiercionośnego leku mocno obciąża lekarską psychikę – wyjaśnia. – Wypełnianie papierów pochłania czas i wywołuje kolejne emocje. Dlatego starają się tego unikać.