Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Doktor Śmierć na żywo

Dr Kevorkian, który już cztery razy stawał przed sądem za ułatwianie pacjentom śmierci, przekroczył kolejną granicę. Tym razem osobiście wstrzyknął truciznę, a kasety z nagraniem zabiegu przesłał do telewizji. Zapewne korzysta z faktu, że większość Amerykanów popiera legalizację eutanazji.

"Teraz podaję mu środek usypiający. Za chwilę nic nie będzie czuł". Głos zza kadru należy do doktora Jacka Kevorkiana, którego widzimy na ekranie ze strzykawką w ręku, pochylającego się nad siedzącym bezwładnie w fotelu mężczyzną w okularach. "Następny zastrzyk rozluźnia mięśnie uniemożliwiające oddychanie" - wyjaśnia doktor jak na wykładzie z medycyny. Oglądamy program telewizji CBS "60 minutes", w którym Kevorkian prezentuje wideo-nagranie z ostatnich minut życia 54-letniego Thomasa Youcka. "Teraz chlorek potasu na wstrzymanie pracy serca". Cierpiący na chorobę Lou Gehriga pacjent odchyla głowę do tyłu, po chwili nieruchomieje. "Czy on już nie żyje?" - pyta reporter. "Właśnie umiera" - informuje Kevorkian tym samym rzeczowym tonem.

Śmierć Toma Youcka oglądało 15 milionów Amerykanów. Telewizji CBS dostało się za naruszenie tabu. Producentów oskarżono o cyniczną eksploatację umierania dla wskaźników oglądalności. Autorzy widowiska odpowiadają, że Youck i jego rodzina zgodzili się na emisję nagrania. Zwracają też uwagę, że "60 minutes" - jeden z najpopularniejszych i najbardziej zasłużonych programów publicystycznych w amerykańskiej TV - nie potrzebuje uciekać się do taniej sensacji. CBS argumentuje, że chodziło o wywołanie wstrząsu i dyskusji nad eutanazją. Ten sam cel przyświeca Jackowi Kevorkianowi, znanemu jako Doktor Śmierć.

Ameryka usłyszała o nim w 1990 r., kiedy po raz pierwszy pomógł w popełnieniu samobójstwa. Zmarłą była chora na Alzheimera Janet Adkins. Od tego czasu asystował w przejściu na drugą stronę 130 osobom; większość wyprawiła się na tamten świat za pomocą wynalezionej przez niego maszyny zwanej Thanatronem, w której naciśnięcie guzika powoduje wdychanie trującego gazu. Niemal wszyscy "pacjenci" doktora chorzy byli na nieuleczalne lub powodujące przewlekłe cierpienia choroby.

Polityka 50.1998 (2171) z dnia 12.12.1998; Świat; s. 44
Reklama