Komisarze podali się do dymisji w nocy z 15 na 16 marca w kilka godzin po publikacji raportu pięciorga "mędrców" - grupy niezależnych, renomowanych prawników i specjalistów od rachunkowości. W połowie stycznia Komisja uniknęła wotum nieufności za cenę poddania się weryfikacji. Miała jednak pecha: wielu eurodeputowanych ponownie staje w czerwcu w szranki, aby uzyskać mandat na następne 5 lat. Chcieli pokazać wyborcom, że nie jest to malowany parlament. Rzucili kamyk, spowodowali lawinę - ustąpienie Komisji na 10 miesięcy przed upływem jej kadencji i na trzy miesiące przed wyborami do Parlamentu. Który teraz - stary czy nowy - zatwierdzi nową Komisję?
"Mędrcy" zbadali całą listę zarzutów o niegospodarność, kumoterstwo, defraudację i korupcję w Komisji. Nie stwierdzili bezpośredniego udziału komisarzy w malwersacjach. Ale bezlitośnie obnażyli utratę przez komisarzy kontroli nad podległymi im wydziałami Komisji, lekceważenie powtarzających się sygnałów o nepotyzmie, brak poczucia odpowiedzialności. Prawdziwymi kamieniami u szyi Komisji okazali się jej przewodniczący - poczciwy, ale nie panujący nad kolegami Luksemburczyk Jacques Santer - oraz komisarz ds. nauki i edukacji Edith Cresson, była premier Francji. Odmówiła ona indywidualnej dymisji, a Paryż zgodził się z nią, że byłaby to hańba dla kraju. To jej dotyczył najpoważniejszy indywidualny zarzut "mędrców". Zatrudniła kochanka, z zawodu dentystę, na fikcyjnym, suto opłacanym stanowisku eksperta Komisji ds. AIDS.
Niemieckie ataki na Komisję zapoczątkował poprzedni kanclerz Helmut Kohl. Przeszkadzała w łączeniu niemieckich firm i broniła uboższych krajów UE przed pomysłem, aby zredukować niemiecką nadpłatę. Niemcy nie byli ani pierwsi, ani ostatni. Długo przed nimi wieszali psy na Komisji i obarczali ją winą za błędy i niepopularne decyzje rządów Brytyjczycy i.