Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Ciasne buty, duże majtki

Wembley, 17 października 1973 r. Najsłynniejszy mecz reprezentacji Polski. Jan Domarski już strzelił bramkę, o której później obrazowo opowiadał - "piłka przyszła, naszła, zeszła i weszła". Allan Clarke wyrównał z karnego. Ludzie przed telewizorami w Polsce zdążyli zjeść palce, kiedy ówczesny szczupły blondyn Grzegorz Lato zobaczył, że piłka leci przed nim w kierunku bramki i instynkt napastnika kazał mu za nią pobiec. Tak tym zaskoczył doświadczonego stopera Roya McFarlanda, że Anglik, nie mając innego wyjścia, złapał Polaka za koszulkę.

Nasza reprezentacja korzystała wówczas ze sprzętu przede wszystkim rodzimej produkcji (z wyjątkiem butów). Potentatem na polskim rynku było Zjednoczenie Przemysłu Sprzętu Sportowego Polsport, które zaopatrywało wszystkie związki sportowe. Bawełniane koszulki dla piłkarzy wyrabiano w Łodzi. Ze względu na jakość powinien to być produkt jednorazowy, ale używano go wielokrotnie. Koszulki po pierwszym praniu zmieniały kształt i kolor. Kiedy więc McFarland złapał Latę, koszulka rozciągnęła się od pola karnego do środka boiska, ale nie puściła nawet w szwach. I Anglik swój cel osiągnął. Uratował remis.

Nie ten fakt, ale awans Polaków do czołówki światowej stał się przyczyną zmiany konfekcji. W roku 1974 na świecie liczyły się dwie firmy sprzętu sportowego - Adidas i Puma, obydwie z bawarskiego miasteczka Herzogenaurach, przy którym Otwock to jest metropolia. Z szesnastu drużyn, biorących udział w mistrzostwach świata w RFN, Adidas ubrał dwanaście, a wśród nich Polskę.

Podstawą obowiązującej osiemnaście lat umowy była sportowa klasa Polaków. Stosunki PZPN z Adidasem układały się bardzo dobrze. W latach siedemdziesiątych Adidas zdominował całą Europę Wschodnią. Ubierał wszystkie możliwe reprezentacje, nie tylko piłkarskie, mając zagwarantowaną przez władze sportowe (i państwowe, od Kremla począwszy) wyłączność. Nie było to zresztą zbyt trudne, ponieważ aktywność Pumy malała, a o Nike czy Reeboku mało kto wtedy słyszał. W jaki sposób Adidas dawał dowody swojej wdzięczności wobec osób podejmujących decyzje na najwyższych szczeblach władzy, nie wiem, choć się domyślam. Wiem natomiast, że kiedy raz czy dwa razy w roku Warszawę wizytował przedstawiciel firmy na Wschodnią Europę, ustawiały się do niego delegacje polskich związków sportowych. Każdy niósł w podarku taki sam kryształowy wazon, wręczany uniżenie, za co dobry pan z Bawarii dawał breloczek lub zbyt duże spodnie, nie mające ze względu na specyficzny krój i szczególną urodę zastosowania ani na boisku, ani na ulicy.

Polityka 13.1999 (2186) z dnia 27.03.1999; Społeczeństwo; s. 84
Reklama