Katedra Notre Dame w Paryżu. Ceremonia chrztu polsko-francuskiego dziecięcia. Ponieważ kuzynki matki – z dobrej francuskiej burżuazji – od dawna korzystały z uroków wielorasowego Paryża, kaplicę katedry wypełniła różnobarwna gromadka francuskich dependencji – od Gujany po Maroko i Nową Kaledonię. Ksiądz zaczął raźnym głosem: – W imię Ojca i Syna... – ale potem, jakby zmieniając zamiar, powiedział: – Może na początek wyjaśnię, co to za uroczystość. Otóż poprzez chrzest przyjmujemy do naszego Kościoła... Ale rozejrzał się niepewnie i rychło porzucił wątek: – Wystarczy, że pomodlimy się do Boga. Każdy z nas przecież wierzy w swojego Boga... Tu znów spojrzał na obecnych, którzy nie zdradzali specjalnych emocji. Po dłuższej pauzie ksiądz powiedział: – Tak czy inaczej, możemy się przecież wspólnie pomodlić... Potem, strofując trochę niesforne zgromadzenie, przedstawił plan. Ci, co wiedzą o co chodzi, niech powtarzają za mną. Reszta niech siedzi cicho.
Ten obrazek sprzed 25 lat, choć kakofoniczny, nie miał nawet cienia rasistowskiego charakteru i zdecydowanie sielski wydźwięk. Zresztą katolicyzm, choć może niezbyt praktykowany, był wyznaniem absolutnie niczym niezagrożonym. Dziś islam jest drugą religią Francji (szacuje się, że muzułmanów jest 5 mln). Według ocen francuskiego wywiadu na wyznanie to przechodzi co roku 30–50 tys. mieszkańców Francji. I to bynajmniej nie tylko urodzonych w rodzinach pochodzenia arabskiego czy azjatyckiego.
Islam zamiast marksizmu
Czy sielska scenka opisana na początku była wyjątkiem czy regułą? Trudno to nam ocenić w Polsce, gdyż przeważnie nie zdajemy sobie sprawy ze skali zjawiska imigracji we Francji.