Archiwum Polityki

Coraz ciaśniej

W Belgradzie krąży anegdota o pewnym serbskim generale, który wpadł w furię widząc suszące się na tarasie własnego domu białe koszule. - Natychmiast je zdejmij - rozkazał żonie. - Gotowi pomyśleć, że kapitulujemy.

Nasz schron jest zwykłą zagraconą piwnicą: nikt się nie spodziewał, że kiedykolwiek będzie schronieniem przed nalotami. Gdy spadły pierwsze bomby uprzątnięto ją pospiesznie, wstawiono prycze z desek, łóżko polowe, parę zydli i kartonów. Piwnica nie ma wentylacji i pewnie podusimy się pod gruzami, gdy na dom spadnie bomba. Ludzie, kiedy sobie uświadomili, że takie powolne umieranie musi być trudne, już nie biegną do schronu na każdy dźwięk alarmu. - Co ma być to będzie - mówią z fatalizmem właściwym Serbom.

Pośrodku na taborecie stoi radio. Wszyscy słuchają informacji; właściwie słuchali, póki był prąd i program. Ale słucha się tu serbskich stacji radiowych, nie Głosu Ameryki. Głos Ameryki po serbsku wywołuje drwiny. Podobnie jak ulotki zrzucane przez samoloty NATO: "Serbowie, nie walczymy z wami, lecz z reżimem Miloszevicia". - To dlaczego giną cywile, dzieci, kobiety w ciąży - pyta starszy pan, mój sąsiad na kartonie. Drwinę wywołuje też przemówienie Madeleine Albright. Następnego dnia na murach w śródmieściu pojawił się napis: "Madeleine, jestem piękniejszy od ciebie!" Podpisane: "Potwór z Loch Ness". Panią Albright ukrywano w Belgradzie przed nazistami.

Dziś najpopularniejszą osobą w Belgradzie jest Avram Izrael, szef obrony cywilnej miasta. Avram ogłasza początek i koniec alarmu: Uwaga, uwaga, nadchodzi. Prosi o wyłączenie światła, o zejście do schronu, powoli, bez pośpiechu. Najpierw nikt nie wierzył, że to realna osoba, z takim nieserbskim nazwiskiem. Dziś Avram jest bohaterem anegdot: w wojennych zbiorkach sprzedawanych w mieście aż się roi od Izraela. Najświeższy ma tytuł "Bombar dan". Bombar dan mówią tu teraz na powitanie, zamiast dobar dan, dzień dobry. Ale poza tym wszyscy witają się rano, jakby wrócili z daleka, i żegnają, jakby się mieli już nie spotkać.

Polityka 20.1999 (2193) z dnia 15.05.1999; Świat; s. 40
Reklama