W rolę Lubańskiego wciela się Mierzejewski, sprytem Bońka wyróżnia się Madej, Napierała to odpowiednik Gorgonia, rogalami Deyny uderza Zawadzki, a niczym Tomaszewski bramki broni Kapsa. Mają swojego Kazimierza Górskiego - nazywa się Michał Globisz i od trzech lat uczy swoich chłopaków futbolowego abecadła. - To jeszcze duże dzieci - mówi trener - chociaż mierzą po 185 centymetrów wzrostu.
Te wielkie i silne jak dęby dzieci Globisza zdobyły podczas mistrzostw Europy w Czechach srebrny medal. Na finałowy mecz z Hiszpanią przyjechało do Ołomuńca prawie tysiąc polskich kibiców. - Mamy wielką potrzebę świętowania zwycięstw - wyjaśnia fan futbolu z Wrocławia. I nawet porażka (1:4) nie odebrała kibicom entuzjazmu, bo przecież nikt się nie spodziewał drugiego miejsca w Europie. W nagrodę ekipa Globisza pojedzie w listopadzie do Nowej Zelandii, na mistrzostwa świata.
Cena sukcesu
W przeddzień meczu finałowego w hotelu Woroneż w Brnie (180 dolarów za pokój) szefowie ekipy przekonywali rzecznika PZPN Tomasza Jagodzińskiego, że za sukces należy się bardziej wymierna nagroda.
- Chłopcy powinni dostać po tysiąc dolarów - wyraził nadzieję Janusz Matusiak, kierownik drużyny. Rzecznik z miną Sfinksa unikał jakichkolwiek deklaracji. Ożywił się na wieść o karze, jaką będzie musiał zapłacić PZPN za cztery żółte kartki w ćwierćfinałowym meczu z Portugalią. - Wytargowaliśmy, że to będzie tylko tysiąc franków - obwieścił kierownik Matusiak.
Rzecznik zainteresował się: - A co nam zrobią, jak nie zapłacimy? Józef Ciszewski, szef polskiej ekipy (od 1976 r. prezes OZPN w Bielsku-Białej, uważany za wiernego sojusznika prezesa PZPN Mariana Dziurowicza) z dumą opowiadał, jak dociął pewnemu Francuzowi, przedstawicielowi UEFA.
Jest przebojowy Lubański, sprytny Boniek, Gorgoń nie do przejścia, strzelający słynne rogale Deyna i broniący jak lew Tomaszewski. Mają po szesnaście lat i dopiero startują w dorosłe piłkarskie życie. Ale już są wicemistrzami Europy.
Polityka
20.1999
(2193) z dnia 15.05.1999;
Społeczeństwo;
s. 99
Reklama