O tym, że dni Siergieja Stiepaszyna jako szefa rządu są policzone, mówiło się w Rosji nazajutrz po objęciu przez niego stanowiska premiera. "To rząd tymczasowy i techniczny" - twierdził w maju Witalij Trietjakow, redaktor naczelny "Niezawisimej Gaziety", wnikliwy analityk rosyjskiej sceny politycznej. Nikt jednak nie przypuszczał, że odliczanie będzie trwało tak krótko. Według sondaży opinii publicznej w lipcu, tylko 3 proc. Rosjan liczyło się z możliwością odwołania Stiepaszyna jeszcze przed grudniowymi wyborami do Dumy. "Opinia społeczna nie była przygotowana do zmiany rządu. Większość jest zdumiona, dlaczego rząd został zdymisjonowany i zdumienie to jest w pełni uzasadnione" - uważa prezydent Tatarstanu Mintimer Szajmijew, jeden z najbardziej wpływowych w Rosji przywódców regionalnych. "Nie widzę realnych powodów tej dymisji" - mówi lider największej centrali związkowej Michaił Szmakow i wyjątkowo zgodnie podzielają tę opinię zarówno komuniści, jak i politycy z prawicy.
Były szef resortu spraw wewnętrznych Anatolij Kulikow znajduje proste wytłumaczenie częstych kadrowych przetasowań na szczytach władzy w Rosji. "Krajem, spoza pleców chorego prezydenta, rządzi klika ludzi, których miejsce jest na ławie oskarżonych". Kulikow powiela tezę, według której kremlowska koteria (jedni zwą ją Familią, inni - jak Giennadij Ziuganow - Domowym Biurem Politycznym) steruje bezwolnym Jelcynem, cynicznie wykorzystując oderwanego od realiów prezydenta dla osiągnięcia własnych celów. W rosyjskiej i światowej prasie wrze o aferach korupcyjnych, w które podobno są zamieszani najbliżsi współpracownicy i doradcy prezydenta - Paweł Borodin, Tatiana Djaczenko (córka Jelcyna), Borys Bierezowski - ale żadna z tych spraw nie trafiła do sądu. Natomiast Jurij Skuratow, prokurator generalny Rosji, który ruszył z miotłą do kremlowskich stajni Augiasza, stracił stanowisko zanim zdążył sprecyzować swoje podejrzenia.