Przed ćwierć wiekiem konfrontacja zwolenników i przeciwników reform w Rosji doprowadziła do krwawych starć w Moskwie, które mogły przerodzić się w wojnę domową.
Pucz sierpniowy w 1991 r. miał być próbą utrzymania ZSRR, ale przyspieszył tylko jego rozpad.
Leonid Krawczuk chciał niepodległej Ukrainy, Borys Jelcyn władzy na Kremlu, a Stanisław Szuszkiewicz pełnił podczas spotkania w białoruskiej Puszczy Białowieskiej honory gospodarza. We trzech, 25 lat temu, rozmontowali Związek Radziecki.
Chcąc przewidzieć, co będzie po Putinie, który za rok kończy prezydenturę, warto uważniej przyjrzeć się czasom Jelcyna. Tam znajdziemy początki wielu procesów formujących Rosję dzisiejszą i być może Rosję jutra.
Borys Nikołajewicz Jelcyn (1931-2007) był pierwszym w historii prezydentem Federacji Rosyjskiej po rozpadzie Związku Radzieckiego.
Równo 15 lat temu ówczesny Związek Radziecki stanął na krawędzi wojny domowej. Wkrótce potem przestał istnieć. Oto relacja ważnego świadka, moskiewskiego korespondenta Radia Swoboda.
[dla koneserów]
Oto paradoks: jeśli Borys Jelcyn nie znajdzie się na rosyjskim panteonie, to nie dlatego, że rozpędził parlament i przyzwolił na dwie wojny czeczeńskie, ale dlatego, że nie przejął pełni władzy i nie zaprowadził prawdziwie demokratycznych porządków, jak to zapowiadał na początku swej prezydentury.
Waldemar Milewicz. Korespondent TVP z wojny w Czeczenii
Wszyscy przygotowywali hucznego sylwestra, ale tylko Borys Jelcyn naprawdę zadziwił świat: w przemówieniu telewizyjnym oświadczył, że odchodzi, by Rosja mogła wejść w nowe stulecie z nowymi ludźmi u władzy. Wszystkie swe uprawnienia, gabinet kremlowski i czarną skrzynkę z kodami rakiet atomowych Jelcyn przekazał swemu nominatowi na urząd prezydencki Władimirowi Putinowi. W zamian otrzymał gwarancje nietykalności dla siebie i swego najbliższego otoczenia.