Czytam te listy i myślę, jak bardzo byliśmy wtedy samotni. Było to przykre, ale miało jedną dobrą stronę. Pozwalało przeciwstawiać się opinii nawet najbliższych. Nie zadawaliśmy sobie pytania o to, czy znajdziemy się w konflikcie z tym lub z owym, gdyż z góry wiedzieliśmy, że nasze stanowisko wzbudzi sprzeciw.
Przedkładaliśmy myślenie merytoryczne nad względy personalne. Nie zastanawialiśmy się nad tym, komu co może się spodobać albo nie, ale wyłącznie nad argumentami, które by pozwoliły przekonać tych, którzy różnili się z nami w dobrej wierze. Niezależność i zdolność przeciwstawiania się sądom uważanym bez zastanowienia za obowiązujące, bo czerpie się je z tradycji lub dyktuje je interes grupowy, nie dają, rzecz jasna, żadnej gwarancji, że się ma słuszność. Ale dążenie przede wszystkim do pozostawania w zgodzie z powszechnie uznanymi zapatrywaniami czyni wysoce prawdopodobnym to, że mieć się jej nie będzie. Mieroszewski podkreślał to wielokrotnie w swoich listach i w swoich artykułach.
Z poglądów wypracowanych przez Mieroszewskiego jeszcze przed 1956 r., choć zyskały one kształt ostateczny znacznie później, za najważniejsze uważam te, które dotyczyły Ukrainy, Białorusi i Litwy: "obszaru ULB". Zachowały one pełną aktualność, gdyż zakładały, że te kraje staną się niepodległe i że Polska będzie musiała ułożyć sobie z nimi stosunki na zasadzie równości. Wymóg ten musi być stale przypominany, gdyż polska klasa polityczna jako całość nie przyjęła go jeszcze w pełni do świadomości. Konsekwencją tego jest nasz stosunek do mniejszości narodowych żyjących w Polsce. Wystarczy przypomnieć traktowanie przez nasze władze cywilne i kościelne mniejszości litewskiej i mniejszości prawosławnej. Uważa się niekiedy, że ponieważ są to zbiorowości niezbyt liczne, więc sprawa jest nieważna.