Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Perfumy George Sand

Francja święci dwustulecie urodzin George Sand, pisarki, która dla swych rodaków jest narodową ikoną. Polacy widzą ją wyłącznie przez pryzmat jej związku z Chopinem, choć to tylko osiem lat z jej niezwykłego życia, a i te doszczętnie wykoślawiono w literaturze, filmie i biografiach.

Polska, choć w czasach Sand i Chopina nie istniała na mapie, odgrywała w oczach ówczesnych Francuzów bardzo ważną rolę: była symbolem walki o wolność. Dopiero pod koniec XIX w. krnąbrny uczeń Alfred Jarry miał umiejscowić akcję swego „Ubu Króla” „w Polsce, czyli nigdzie”. Ale w 1848 r., gdy podczas Wiosny Ludów także na naszych ziemiach wybuchło powstanie, paryska ulica krzyczała: „Niech żyje Polska!” i wzywała Zgromadzenie Narodowe do wysłania wojsk francuskich na pomoc Polakom.

Na te płomienne uczucia zapracowała żywa obecność polskiej emigracji w Paryżu, w tym Chopina, który był legendą, idolem, a za jeden koncert publiczny mógł sobie pozwolić na życie przez resztę roku. Tłumy przybywały też do Coll?ge de France na wykłady Mickiewicza, którego Franz Liszt (w swej – pierwszej w historii – biografii dawnego przyjaciela Chopina) nazwał Dantem Północy. Co prawda podejrzewa się, że słowa te wyszły raczej nie spod pióra wielkiego pianisty i kompozytora, lecz ówczesnej kobiety jego życia, Polki Karoliny Sayn-Wittgenstein (de domo Iwanowskiej) – ale i ten fakt mówi o polskich wpływach wśród paryżan. Miał Liszt swoją Karolinę, miał Balzac swoją panią Hańską, miała i George Sand swego „Chopinskiego”.

Chopin jednak, choć pozycja jego w życiu pani Sand była szczególna, to tylko jedno z wielkich nazwisk, które znalazły się w orbicie pisarki. Wśród osób, z którymi była w komitywie, znaleźli się – by wyliczyć tylko kilka – Balzac, Musset, Heine, Dumas (ojciec i syn), Liszt, Delacroix, Gautier, Flaubert czy Turgieniew. Miała też wielu zażartych wrogów i za życia, i – w jeszcze większym stopniu – po śmierci, od Baudelaire’a, który nazwał ją „latryną”, po Nietzschego, określającego ją jako „mleczną krowę” (a i Balzac w chwili rozdrażnienia przezwał ją une vache ?

Polityka 27.2004 (2459) z dnia 03.07.2004; Kultura; s. 62
Reklama