Co zapamiętamy z tegorocznej edycji festiwalu opolskiego? Złośliwi malkontenci na pewno przez czas jakiś będą komentować kiksy Marcina Dańca w roli konferansjera sobotniego koncertu „Superjedynek”. Nostalgicy wspominający czasy, kiedy każda transmisja z Opola cały naród przykuwała do telewizorów, będą mieć pretensje o brak przebojów. Sympatycy powiedzą zapewne, że zabawa była przednia, czego dowodem entuzjazm widowni. Zaś męska część wiernej publiczności zespołu Blue Cafe, nagrodzonego „Superjedynką” za album z muzyką taneczną, będzie pewnie kontemplować erotyczny image Tatiany Okupnik, na której, jak się zdaje, żadnego wrażenia nie wywarła klęska w konkursie Eurowizji.
41 odsłonę festiwalu w charakterze złego snu zapamięta niechybnie Maciej Maleńczuk. Artysta z zespołem Pudelsi przygotował całkiem niezłą, dobrze dostosowaną do gustów publiczności piosenkę „Dawna dziewczyno” (nagroda radiosłuchaczy w konkursie premier). Zaśpiewał ją sprawnie i fachowo, ale amfiteatr witał go i żegnał gwizdami. Maleńczuk już po koncercie, ale wciąż na scenie i na tle widowni przepytywany przez Macieja Orłosia o samopoczucie skomentował reakcję publiczności krótko: gwiżdżą na mnie, niech spierdalają.
Widzowie tymczasem pamiętali, że parę tygodni wcześniej wokalista Pudelsów występował w Opolu i przywitał miejscowych ryzykowną refleksją zawartą w pytaniu: czy tu ktoś jeszcze mówi po polsku? Posypały się na gwiazdora puszki po piwie i inne przedmioty, a urażeni w swojej patriotycznej dumie opolanie postanowili jeszcze dać wyraz temu urażeniu przy okazji festiwalu, co się i stało.
Festiwalowy przypadek Maleńczuka pokazuje, że w Opolu nawet największy idol nie może sobie pozwolić na żarty z publiczności. Ma być życzliwa sztama między sceną i widownią.