Wczoraj tanki, dziś ropa” – tak krótko zdefiniował rosyjską politykę wobec państw naszego regionu były szef UOP Zbigniew Siemiątkowski podczas przesłuchania przed sejmową komisją śledczą. Uważa, że Rosjanie wykorzystują broń ekonomiczną do odzyskania dawnych wpływów. Dał przy tym do zrozumienia, że wie na ten temat więcej, niż może powiedzieć. Członkowie komisji aprobująco kiwali głowami, bo w tej dziedzinie nie ma tu sporu pomiędzy lewicą a prawicą.
Szefowie Ministerstwa Gospodarki Jerzy Hausner i Jacek Piechota uspokajają, że ze strony wschodniego sąsiada nic nam nie grozi. Również np. Waldemar Kuczyński, b. minister przekształceń własnościowych i szef doradców premiera Jerzego Buzka, przekonuje („Maczuga energetyczna”, POLITYKA 49), że Rosja nie jest tak niebezpieczna, jak nam się wydaje. Ale czy to nie naiwność?
Fakty są takie, że rosyjskie koncerny z branży paliwowo-energetycznej od dawna wykazują zainteresowanie Polską. Uważają nawet, że napotykają nieuzasadnione trudności, których przyczyną jest nasza tradycyjna antyrosyjska fobia. A przecież chcą tylko inwestować; mają kapitał i surowce, a więc rzeczy niezwykle dziś cenione na całym świecie. „Polityka Polski powinna być taka sama w stosunku do korporacji rosyjskich jak amerykańskich” – upominała nas Marina Łużkowa, prezes moskiewskiej Fundacji Regionalnych Badań Strategicznych, podczas niedawnej konferencji zorganizowanej przez redakcję miesięcznika „Nowy Przemysł”. Dla rosyjskich koncernów zagraniczna ekspansja jest sprawą życia i śmierci, podobnie jak dla całej Rosji, która żyje dzięki petrodolarom.
Polityka administracyjnego utrzymywania sztucznie niskich cen surowców i paliw na wewnętrznym rynku rosyjskim sprawia, że tylko eksport przynosi prawdziwe zyski.