Archiwum Polityki

Czarna praca, szara płaca

Zagrożenie wojną z Irakiem mocno przerzedziło szeregi imigrantów zarobkowych w Izraelu. Problem jednak pozostał. Populiści chcą ich wyrzucać, inni protestują: obcy wezmą pracę, której my nie chcemy. Wśród obcych dużą grupę stanowią Polacy.

Na deptaku Newe Szaanan, w jednej z bardziej zaniedbanych dzielnic Tel Awiwu, między barem Romanesca Viva a peep-showem, szczycącym się jedną striptizerką i pięcioma gwiazdkami w szyldzie, toczy się życie towarzyskie tutejszych gastarbeiterów. Setki Rumunów, Tajów, Chińczyków i ciemnoskórych przybyszów z Afryki zalewają robaka hektolitrami piwa. Prostytutki z Ukrainy polują na spoconych klientów, a miejscowi macherzy od trzech kart wyciskają z naiwnych ciężko zarobione grosze. W styczniowe, deszczowe dni cała ta kulturalna działalność przenosi się do brudnych kafejek i śmierdzących klatek schodowych.

Newe Szaanan to jest jedyna w mieście ulica, przy której w każdym sklepiku można kupić tajlandzki ryż w dwudziestokilogramowych workach i filipińskie piwo Don Miguel w hurtowym opakowaniu. Zapuszczone podwórko służy jako zakład fryzjerski, a na każdym rogu wyrosły jak grzyby po deszczu punkty usługowe oferujące międzynarodowe połączenia telefoniczne. W nocy, gdy rozmowy są tańsze, przy telefonach gromadzą się czarni, żółci i biali – a mieszanina głosów przypomina wieżę Babel.

Dla Izraelczyków jest to egzotyczna enklawa Trzeciego Świata w kraju afiszującym się względnym dobrobytem. Szanująca się kobieta nie zerka nawet w tę stronę, dzieciom z tak zwanych dobrych domów zabrania się tam chodzić. Niedawno na deptaku Newe Szaanan zdetonował bombę palestyński zamachowiec-samobójca. Kilka osób zginęło, kilkanaście jest rannych. Niektóre zwłoki nie zostały zidentyfikowane. A ranni uciekali przed karetkami pogotowia, chowali się w bramach. Bardziej niż kalectwa obawiali się szpitala i nieuniknionego w takich przypadkach policyjnego śledztwa. Robotnicy przebywający tu nielegalnie preferują anonimowość. Nigdzie nie są zarejestrowani.

Oficjalnie biorąc, ofiary nie miały imienia i nazwiska ani nawet adresu.

Polityka 4.2003 (2385) z dnia 25.01.2003; Świat; s. 45
Reklama