Program komputerowy Napster stworzył student Northeastern University w USA Shawn Fanning. Napster narodził się w ubiegłym roku, rewolucjonizując spojrzenie na rynek muzyczny i przyszłość wytwórni fonograficznych. Działanie jest proste. Należy tylko odszukać odpowiednią witrynę internetową i przyłączyć się do największego i najbardziej różnorodnego stowarzyszenia miłośników muzyki w historii. W minutę można mieć każdy utwór. Nieważne, czy wydany w Polsce, czy w Ugandzie. Zdobyć można wszystko, czego tylko dusza zapragnie, od Enrique Iglesiasa przez Edwarda Griega, po mało komu znaną włoską grupę Nomadi. Niektórzy szczycą się odnalezieniem rarytasów takich, jak choćby piosenki z reklam.
Wystarczy, aby jedna osoba na świecie kupiła płytę, a dostęp do niej będą mieli wszyscy. Nabywca przegrywa CD na format MP3 i udostępnia w sieci. Teraz dzięki Napsterowi każdy zainteresowany może tę płytę skopiować. Na świecie jest ponad 20 mln użytkowników Napstera. Tworzą oni swego rodzaju społeczność głoszącą hasła „socjalizmu internetowego”. Ich ideologię można by streścić następująco: w sieci należy sobie pomagać; jeśli ktoś desperacko poszukuje piosenki – trzeba mu ją przegrać; każdy zasługuje na to, by mieć wszystkie utwory, które zostały kiedykolwiek nagrane. Jednym słowem – w cyberprzestrzeni ludzie są równi. Jednocześnie „internetowi socjaliści” stają w zwartym szeregu przeciwko wielkim wytwórniom fonograficznym. Mówią, że mają dość chodzenia na pasku Sony Music, BMG czy Warner Music.
Potentaci rynku muzycznego przeszli do kontrataku. W grudniu ubiegłego roku Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Nagraniowego (RIAA) wytoczyło firmie Napster proces o kradzież własności intelektualnej. Wyrok zapadł 27 lipca przed sądem okręgowym w San Francisco.