W połowie lat 80., kiedy Roman Polański kręcił „Piratów”, na planie zdjęciowym w Tunisie odnalazł go Lew Rywin, ówczesny szef Poltelu. Zaproponował wybitnemu reżyserowi zrobienie filmu według książki Jerzego Kosińskiego „Malowany ptak”. – Romek szybko wybił mi ten pomysł z głowy – wspomina Rywin. – Nie był jeszcze wówczas gotów do filmu o wojnie, w dodatku takiego, który byłby realizowany w Polsce.
Polański wielokrotnie wspominał, że najgorsze w wojennym koszmarze było dla niego ciągłe rozstawanie się z ludźmi, zarówno bliskimi, jak i tymi ledwo poznanymi. W jego odczuciu świat przekształcił się wtedy w gigantyczny dworzec, gdzie ludzie się pojawiali, a potem odchodzili, bez nadziei na następne spotkanie. – Obecnie Polański osiągnął taki stan ducha – mówi Lew Rywin, producent wykonawczy „Pianisty” – spokój i męską dojrzałość, że już bez obawy mógł się zmierzyć z tematem wojny w swoim filmie.
Kilka dni temu Roman Polański rozpoczął w Warszawie zdjęcia do „Pianisty”. Kanwą filmu są wspomnienia Władysława Szpilmana, muzyka, Żyda, który po przejściu wojennego piekła swoje ocalenie zawdzięcza Niemcowi (patrz POLITYKA 6/2000). Przesłanie filmu zawiera się w prostej prawdzie, że nawet wojna nie czyni z ludzi wrogów, bo bez względu na to, po której znajdują się stronie, od nich samych tylko zależy, jakie będzie ich wzajemne spotkanie.
Dla Polańskiego realizacja „Pianisty” jest okazją do spotkania z Polską. Wraca do kraju jako człowiek z ciężkim bagażem wspomnień i jako reżyser o światowej sławie. Powraca do przeszłości. W 1962 r. nakręcił w Polsce swój pierwszy film fabularny „Nóż w wodzie”. W 1939 r. widział armię niemiecką wkraczającą na ulice Warszawy.