Był dopiero 22 z rzędu kandydatem do objęcia archidiecezji wrocławskiej, którego zaakceptowały zarówno Kościół jak i władza. Biskup z maleńkiej diecezji białostockiej, utworzonej po wojnie jako resztówka po archidiecezji wileńskiej, wydawał się rządzącym łatwy do sterowania. Ale już w okresie pierwszej Solidarności, a potem w stanie wojennym władza pożałowała swej zgody.
– Arcybiskup Gulbinowicz był jedynym członkiem Episkopatu, który wierzył w sukces Solidarności i utrzymywał ścisłe kontakty z opozycją – wspomina Władysław Frasyniuk. – Nigdzie podziemie nie miało tak wielkiego wsparcia jak w diecezji wrocławskiej. W stanie wojennym był jednym z najbardziej znienawidzonych przez władzę hierarchów. W kasie archidiecezji przechował 80 mln złotych, które Józef Pinior wycofał z kont Solidarności tuż przed stanem wojennym. W pałacu arcybiskupim ukrywał Władysława Frasyniuka, choć na wszelki wypadek do dziś odmawia potwierdzenia tego faktu. Esbekom domagającym się oddania solidarnościowych pieniędzy ze spokojem oświadczał, że nie ma upoważnienia ich dysponentów. A dysponenci ścigani byli wówczas listami gończymi.
Nie wiadomo, czy kiedykolwiek zostanie ujawnione, jakie były zamiary SB wobec arcybiskupa Gulbinowicza, ale w 1983 r. w Złotoryi w płomieniach stanął jego samochód. Chwilę później na miejscu pojawili się milicjanci, by spisać protokół. Byli to Grzegorz Piotrowski i Leszek Pękala, którzy w rok później zamordowali księdza Popiełuszkę. Ale gdy stan wojenny się kończył, okazało się, że kardynał bez odrazy potrafi porozumiewać się z komunistami, a nawet robić z nimi interesy.
Kardynał przyjmuje od Dubynina Inflanty
Generał Dubynin, dowódca Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej (na terenie archidiecezji wrocławskiej stacjonowała większość jednostek rosyjskich), opuszczając Legnicę w obecności kamer i władz ofiarował kardynałowi gmach tzw.