Archiwum Polityki

Tak blisko, tak daleko

Kubańczycy z Florydy od 48 lat czekają na zmiany na rodzinnej wyspie. Jednocześnie przestrzegają: na Kubie nie można powtórzyć scenariusza z Iraku. Gdy nadejdzie pora, kubańskich komunistów trzeba włączyć w przebudowę państwa.

W kubańskiej dzielnicy Miami, w Małej Hawanie nie mówią: kiedy Castro umrze. Mówią: kiedy ogłoszą jego śmierć. Rok temu, gdy się rozniosło, że jest ciężko chory i przekazał władzę bratu, ludzie wylegli na Calle Ocho, powiewali kubańskimi flagami i trąbili klaksonami. Miejscowy dystrybutor szampana nakleił na butelkach etykietki: Felicidades por la muerte del tirano (gratulacje z okazji śmierci tyrana). Fidel jednak przeżył i znów trzeba czekać.

Weterani za traktory

Matka Silvii Pedraza mieszka w apartamentowcu nad brzegiem oceanu. Rodzinne fotografie w salonie przywołują umarły świat: wytworni panowie w garniturach, panie z dziećmi w fartuszkach z koronką. Na ścianach obrazy w stylu Cezanne’a. Ojciec Silvii Alfredo Pedraza malował w wolnych chwilach, chociaż był człowiekiem praktycznym, menedżerem w filii koncernu Goodyear w Hawanie. – Kochał wszystko, co amerykańskie – mówi Silvia, profesor socjologii Uniwersytetu Michigan. Kiedy zwyciężyła rewolucja, nie wahał się ani chwili – spakował walizki i wyjechał z rodziną do USA. Był pewny, że za pół roku wrócą, bo przecież Amerykanie obalą Castro.

Brat Alfreda Rafael został w kraju. Przed wojną komunizował; żeby go nie aresztowali, ojciec wysłał go na studia medyczne na Sorbonę. Rafael wstąpił tam do Francuskiej Partii Komunistycznej. Rewolucję powitał z radością. Na Kubie był ordynatorem szpitala, jeździł Ładą, ale podczas periodo special, okresu specjalnego w latach 90., kiedy nawet na kartki trudno było coś dostać, schudł 30 kg. Bracia nigdy więcej się nie zobaczyli i przez 36 lat ze sobą nie rozmawiali. – Obaj do końca byli przekonani, że dokonali właściwego wyboru – mówi Silvia.

José Ignacio Razco, prawnik i publicysta, rocznik 1926, chodził z Fidelem Castro do jednej klasy w szkole jezuickiej w Belén.

Polityka 30.2007 (2614) z dnia 28.07.2007; Świat; s. 47
Reklama