Archiwum Polityki

Wojna szkolna

Agresja przepełnia dziś szkołę. Uczniowie atakują kolegów. Nauczyciele atakują uczniów. A uczniowie – coraz śmielej – nauczycieli. Ich z kolei atakują rodzice. Szkoły przypominają stadiony piłkarskie, z tym że tam panują jaśniejsze reguły gry. Dla nowego ministra edukacji Romana Giertycha sposobem na uzdrowienie szkoły jest blokada komputerów przed pornografią, a środkiem na szkolną agresję – elektroniczny monitoring i kamery. Do tego dochodzi projekt PiS sankcjonujący kary cielesne w szkole. Taka terapia budzi przerażenie, jest wyrazem absolutnej nieudolności i bezradności władzy.

Szkolne korytarze, w klasyfikacji miejsc, w których popełniane są przestępstwa, szybko gonią ponure miejskie zaułki. Zagrożeni przemocą czują się i uczniowie, i nauczyciele. Wśród rodziców dominuje gniew na nieudolną wychowawczo szkołę, wychowawcy – z poczuciem osamotnienia i bezradności – rozkładają ręce. Trzy światy: rodziców, nauczycieli i uczniów, wydawałoby się połączone wspólnym celem, z rzadka współpracują, by uczynić szkołę miejscem przyjaznym i bezpiecznym. Propozycje, by wobec nieposłusznych uczniów stosować kary cielesne, a szkoły zaopatrzyć w elektroniczny monitoring, są świadectwem absolutnej niemocy państwa wobec problemu.

Dawno temu, przed reformą edukacyjną, ale jeszcze za zawodowej pamięci 40-letniego Krzysztofa Zajdla, nauczyciela matematyki z podwrocławskiej podstawówki, relacje uczniów i nauczycieli miały się lepiej. Powszechnej agresji się nie odczuwało, a odczuwanej sporadycznie – nie nagłaśniało. Po podwórkach biegali Jankowie, Klossowie i Gustlicy. Nikt nie chciał być czarnym charakterem. Normy wyznaczał honor, nie stosowało się przemocy wobec dziewczynek czy niepełnosprawnych. Nauczyciel miał autorytet, o dyrektorze nie wspominając. Dziecko bardziej niesforne miało w perspektywie wilczy bilet, więc w miarę możliwości hamowało się samo lub robili to rodzice.

Czasem, oczywiście, sprawy szły w gorszym kierunku. Karol Brzozowski, dziś 34-latek, będąc w podstawówce kręcił się na krześle wbrew upomnieniom. Nauczyciel przyłożył głową Karola w ławkę, wywołując krwotok, a Karol podniósł się i przeprosił nauczyciela. Nigdy się już nie kręcił, ale oglądając się za siebie Karol nie może uwierzyć we własną uległość. Dziś z pewnością pozwałby nauczyciela do sądu, a kurator dodatkowo pozbawiłby tego pedagoga prawa do wykonywania zawodu.

Polityka 22.2006 (2556) z dnia 03.06.2006; Raport; s. 6
Reklama