Archiwum Polityki

Harry Potter i analfabeci

Andrzej Nowakowski. Prezes Polskiej Izby Książki

Popularność książek o przygodach Harry’ego Pottera (1,7 mln sprzedanych egzemplarzy w ubiegłym roku) oraz Bridget Jones (600 mln) nie oznacza przełomu na polskim rynku wydawniczym. Polacy wciąż czytają mało. Połowa z nich w ogóle nie zagląda do książek. A ci co czytają regularnie stanowią zaledwie 7 proc. społeczeństwa. Nadal zajmujemy jedno z ostatnich miejsc w Europie pod względem czytelnictwa. Spektakularne sukcesy powieści Joanne Rowling oraz Helen Fielding to efekt globalizacji, któremu podlega również polski rynek książki. Inwazja atrakcyjnych tytułów z anglojęzycznych sfer językowych stała się faktem. To trend ogólnoświatowy. Wsparte gigantyczną kampanią reklamową te same tytuły wszędzie zajmują czołowe miejsca na listach bestsellerów.

W cieniu mód wykreowanych przez Zachód pojawiają się u nas pisarze starający się wykorzystać koniunkturę. Przypadek Katarzyny Grocholi (jej książki sprzedają się w nakładach 50-tys.) to pochodna popularności Bridget Jones. Trudno się z tego nie cieszyć. Niepokoi mnie co innego. W Polsce występuje wtórny analfabetyzm. Z badań m.in. Polskiej Izby Książki wynika, że rocznie likwiduje się u nas około stu bibliotek. Na „wschodniej ścianie” kraju w ogóle nie ma księgarń, nie mówiąc o wypożyczalniach. Na wsi po prostu się nie czyta. Istnieje więc ogromna grupa społeczna pozbawiona kontaktu z literaturą.

Jakkolwiek brzmi to paradoksalnie, wydaje się u nas za dużo książek. Mamy rekordową w skali Europy liczbę aż 14 tys. zarejestrowanych podmiotów gospodarczych zajmujących się edytorstwem. Kryzys nadprodukcji przekłada się na chaos czytelniczy. Z zalewu tytułów nic nie wynika. Brakuje sprawnego systemu informacji o nowościach, nie ma katalogów, daje się we znaki ubóstwo środków na promocję.

Polityka 3.2002 (2333) z dnia 19.01.2002; Komentarze; s. 15
Reklama