Archiwum Polityki

Czy stopa da kopa?

Jeszcze tego oficjalnie nie ogłoszono, ale jest już niemal pewne, że Stany Zjednoczone doczekały się pierwszej od dziesięciu lat recesji. Firmy zwalniają ludzi, odkładają podwyżki, eliminują premie już nie tylko wówczas, gdy znalazły się w kłopotach, ale coraz częściej na wszelki wypadek. Powściągliwość i ostrożność zastąpiły tradycyjny amerykański optymizm.

Definicja recesji używana w USA to dwa kolejne kwartały spadku produktu krajowego brutto. W trzecim kwartale tego roku PKB skurczył się o 1,1 proc. Czwarty kwartał zapowiada się także źle.

W październiku stopa bezrobocia skoczyła z 4,9 do 5,4 proc. Wprawdzie wiele krajów takiego wskaźnika może Stanom tylko zazdrościć, ale w Ameryce jest to najwyższy miesięczny wzrost stopy bezrobocia od 21 lat. Samo tylko miasto Nowy Jork straciło w październiku 79 tys. miejsc pracy.

Wielu menedżerów wierzy, że zwolnienia ludzi to najlepszy sposób, aby zyskać sobie przychylność giełdy, zamanifestować zdecydowanie i przezorność. Kłopot w tym, że dziś wielu zwalnianych to właśnie akcjonariusze i giełdowi gracze. W ostatnich dziesięciu latach liczba Amerykanów, którzy kupili akcje, znacznie wzrosła, po części za sprawą krótkotrwałego internetowego eldorado, kiedy to miliony ludzi uwierzyły, że można szybko dorobić się fortuny. Dla większości skończyło się to klapą, ale zainteresowanie giełdą nie wygasło. Dziś ponad połowa amerykańskich gospodarstw domowych trzyma część oszczędności bieżących i tych przeznaczanych na emeryturę w akcjach. Kiedy człowieka dręczy niepokój, że straci pracę, jest bardziej skłonny pojawić się na giełdzie jako sprzedawca niż jako nabywca.

To co robią przedsiębiorstwa, aby zwiększyć swe poczucie bezpieczeństwa, jest dokładnie tym, co rodzi niepokój ich pracowników. Płaca, która jest kosztem dla jednej firmy, jest jednocześnie źródłem popytu na produkty innych. Innymi słowy, gdyby wszystkie przedsiębiorstwa szukały zbawienia w redukcjach zatrudnienia, żadne nie powinny oczekiwać większego popytu na swe produkty. Chyba że w kolejce po towary ustawia się nabywca zagraniczny, na co akurat dzisiaj trudno liczyć.

Polityka 50.2001 (2328) z dnia 15.12.2001; Gospodarka; s. 56
Reklama