Archiwum Polityki

Szpital Polonia

Trwa zbieranie haków na lekarzy, a zwłaszcza na Marka Durlika, byłego dyrektora szpitala MSWiA przy ul. Wołoskiej w Warszawie. Jest polityczne zapotrzebowanie, aby najlepszy menedżer w służbie zdrowia III RP, w IV okazał się przestępcą.

Jeśli panowie z CBA wejdą do jego mieszkania, znajdą tam sporą butelkę koniaku. Jako dowód wdzięczności za leczenie mamy otrzymał ją od Jarosława Kaczyńskiego.

Na Wołoskiej chcieli się leczyć wszyscy, bo tam przywracano zdrowie najważniejszym osobom w kraju. To tutaj przywieziono Leszka Millera i pozostałych pasażerów rządowego helikoptera po jego nieszczęśliwym upadku. Kiedy dla wzmocnienia kręgosłupa premierowi zalecono pobyty w kriokomorze, gdzie temperatura spada do minus 160 st. C, razem z Millerem – tylko w slipkach i wełnianych skarpetach – postanowił się mrozić dyrektor szpitala. Tego nowa władza też mu nie zapomni.

Lubił obsługiwać polityków – mówi dziś ordynator jednego z oddziałów. Durlik osobiście operował ministra Wassermanna, mimo że inni lekarze nie chcieli się tego podjąć, oraz wicepremier Gilowską. Przyjmował też do szpitala poza kolejnością członków rodziny braci Kaczyńskich, gdy jeszcze żadne specjalne traktowanie im się nie należało, bo nie było ich na liście vipów. Politycy, choć przed kamerami w Sejmie głosowali za likwidowaniem przywilejów dla siebie, w praktyce nieustannie się ich domagali, a Durlik nie odmawiał. – Potrafił w nocy stać przy szlabanie, żeby osobiście przywitać ministra, który zdecydował się u nas położyć – mówią w szpitalu.

Kierowanie szpitalem przy ul. Wołoskiej (wtedy jeszcze Komarowa) powierzył Durlikowi Janusz Tomaszewski, wicepremier w rządzie Jerzego Buzka. AWS rozpoczęła cztery wielkie reformy, w tym służby zdrowia, i po kilku miesiącach widoczne się stało, że szpital MSWiA nie wyjdzie z tej próby zwycięsko – socjalistyczny moloch pogrążał się w długach w błyskawicznym tempie.

Polityka 28.2007 (2612) z dnia 14.07.2007; Kraj; s. 32
Reklama