Najdziwniejszy jest entuzjazm, jaki futbolowe mistrzostwa wzbudziły w Polsce, chociaż nasza narodowa drużyna tradycyjnie do finałów nie awansowała. Polacy tłumnie oglądali mecze w pubach, zbierali się przed telewizorami w domach, obstawiali wyniki u bukmacherów. Komu kibicowaliśmy? Przede wszystkim Francuzom, ale też Portugalczykom, a wcześniej Czechom. Bębenek nastrojów umiejętnie podbijali sprawozdawcy telewizyjni, podniecali się bramkami niczym komentatorzy rodem z Brazylii, red. Szpakowski pobił chyba rekord świata – jego „gooool!!!” był najdłuższy, ale za to „goool” red. Banasikowskiego najgłośniejszy. Zainteresowanie mistrzostwami w Polsce to prawdziwy fenomen. W badaniach, jakie dla „Rzeczpospolitej” przeprowadziła PBS, polska reprezentacja w piłce nożnej otrzymała 60 proc. ocen negatywnych, prawie tyle co rząd premiera Buzka. Być może to dowód na fakt, że polski kibic jest prawdziwie bezinteresowny i pasjonuje się mistrzostwami dla ich piękna, a nie z pobudek szowinistycznych.
Oceniane jako wyjątkowo udane mistrzostwa były też wyjątkowo niesprawiedliwe. Poległa grająca otwarty i nieszablonowy, jak na wyspiarskie obyczaje, futbol Anglia. Zbyt wcześnie odpadli Czesi, którzy przez eliminacje do mistrzostw przeszli jak burza – wygrali wszystkie mecze. Czy sędzia Colina, który podarował Holendrom rzut karny w ostatniej minucie meczu z Czechami, będzie dla naszych sąsiadów takim symbolem sędziowskiej niesprawiedliwości jak dla Polaków sędzia Paduranu – pokaże czas. Austriacki arbiter Günter Benko czekać nie musi, Portugalczycy już okrzyknęli go katem, w 117 minucie meczu Portugalia–Francja podyktował rzut karny. Formalności dopełnił sam Zinedine Zidane i Francja awansowała do finału.
Francuzi tytuł mistrzowski zdobyli dzięki swoistej umiejętności, nabyli alchemiczną zdolność do zamieniania szarego na złote.